Brokenhearted, running wild*
Flynn nigdy nie przypuszczał, iż wrzesień może nadejść tak szybko. Zanim się obejrzał, pogoda w Anglii gwałtownie się pogorszyła, a gdyby Grace miała nad nią jakąś władzę, to przez jedną trzecią dnia padałby deszcz.
Prorok Codzienny nie pozostawił na nich suchej nitki, z tego co wiedział próbowali się nawet dorwać do Paula Hoffmana, aby uzyskać od niego jakieś tajne informacje na temat rodziny Dawsonów, jednak na całe szczęście Paul trzymał język za zębami i wykazał się prawdziwą lojalnością wobec Grace, która szczególnie teraz potrzebowała jego pomocy.
Tego lata, matka spędzała o wiele więcej czasu w domu, niż w redakcji. Flynn, który od ostatniej awantury obawiał się jej zmiennych nastrojów wolał unikać jej towarzystwa. Raz było lepiej, a raz gorzej. Raz śmiała się z jego żartów, a raz wybuchała płaczem bez powodu. Choć wiedział, jak bardzo jego matka przejmuje się ucieczką ojca i nie robił jej z tego powodu wyrzutów, to czasami kiedy obserwował jak Grace nie potrafi opanować swoich uczuć, żałował kim jest, żałował, że jest jej synem, żałował, że jest Blackiem i żałował, że się w ogóle urodził.
Aby uniknąć takich sytuacji, wymykał się z domu wczesnym rankiem, biorąc do kieszeni jedynie parę galeonów i wypijając szklankę dyniowego soku na śniadanie. Wracał do domu dopiero późnym wieczorem, obładowany zakupami i trzymając listę książek w zębach, które Grace z okularami na nosie przeglądała z ciekawości przez całą następną noc, zastanawiając się, czego właściwie Flynn będzie uczył się w Hogwarcie, skoro wszystkie wiadomości w nich zawarte, są mu już doskonale znane.
Mnóstwo czasu spędzał również z babką, kiedy wspólnie przygotowywali posiłki, nawet Grace nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ponieważ ich próby ugotowania czegokolwiek kończyły się zazwyczaj podpaleniem kuchni. Dużo rozmawiał z Catelyn, która okazywała mu o wiele więcej zrozumienia niż nadgorliwa matka, która, gdy tylko zadawał jej jakieś pytania na temat Hogwartu szybko uciekała mu z pola widzenia. Edward również odwiedzał ich tak często, jak tylko było to możliwe, przynosił ze sobą wówczas mugolską pizzę i razem zajadali się nią w salonie.
Nie potrafił przestać myśleć o miejscu, do którego Grace zakazała mu się nawet zbliżać i pewnie też spoglądać w jego stronę, gdyby nie znalazł sposobu, aby obserwować życie mieszkańców jednej z Czarodziejskich dzielnic, w której biło serce czarnomagicznego Londynu. Jak wspomniała kiedyś Catelyn, była to ojczyzna złoczyńców i uciekających przed prawem zbrodniarzy.
Flynna fascynowała ciemność. Choć nigdy nie miał odwagi, aby się to tego przyznać. W głębi duszy był na to za dobry. Wiedział o tym. Wiedział o tym każdy, kto kiedykolwiek go spotkał. Nic nie świadczyło o tym, że mogłoby być inaczej, nawet jeśli uważano go za syna zdrajcy. W Smoczej Akademii nikt nie zwracał uwagi na jego nazwisko. To była szansa, której nie mógł zmarnować.
Jednak skrycie marzył, aby dowiedzieć się, co kryje w sobie mrok. To właśnie dlatego wybierał się w najbardziej zakazane miejsca, takie jak Czarny Las, a im bardziej wydawało mu się ono straszne, tym bardziej go przyciągało. Zupełnie jakby kryło się w nim coś, co będzie miało wpływ na jego dalsze życie. Czasami widział obserwujące jego poczynania dwie pary czarnych niczym węgiel oczu, jednakże zanim zdążył im się lepiej przyjrzeć, znikały mu z pola widzenia.
Nokturn, Nokturn i Nokturn. Przez większą część wakacji w Londynie planował ponownie odwiedzić to miejsce. Znał większość przejść na Pokątnej, dzięki którym trafi tam bez żadnych przeszkód i będzie mógł bezpiecznie wrócić. Za pierwszym razem, zabrał go tam dziadek, wówczas, niewinny, nieznający uczucia strachu Flynn przystał na tę wieść z ochotą, zresztą nigdy później nie widział nic złego, kiedy ktoś wypowiadał słowo "Nokturn", zupełnie jakby się go brzydził.
Ludzie z Dziurawego Kotła, najpopularniejszego wśród czarodziei pubu, zawsze niechętnie spoglądali na pomarszczone wiedźmy z potarganymi włosami i szczurami chowającymi się w kieszeniach ich poszarpanych szat, które gdy tylko zasiadały przed ladą zamawiały kufel pełen jakiegoś dziwnego, zielonego trunku, którego zapach obrzydzał nawet sędziwego barmana Toma.
Catelyn pewnie zabiłaby ich oboje, gdyby dowiedziała się od kogoś, gdzie jej własny mąż zabrał jej ukochanego wnuka, podczas gdy sama była zbyt zajęta urządzaniem swojego nowego sklepu, aby się nim zająć. Sam dziadek wydawał się żałować swojego występku zaraz po przekroczeniu głównego wejścia na Nokturn i musiał siłą odciągać Flynna od stoiska z jadowitymi pająkami, które bardzo często widywał w Smoczej Akademii i bardzo chciałby takie mieć.
Dziadek przysiągł, że dostanie takiego na gwiazdkę, jeśli tylko będzie grzeczny i od tamtej pory zachował się w miarę przyzwoicie, dopóki wieczorem nie zaczął wypytywać matki czym w rzeczywistości jest Mroczny Znak.
Dziadek, który nagle zrobił się biały jak kreda, wyglądał jakby miał go zabić wzrokiem. Z nadmiaru wrażeń zapomniał nawet dlaczego właściwie znaleźli się tamtego dnia na Nokturnie.
Im większe starania, tym większa szansa że Cię złapią powtarzał sobie zawsze, kiedy wybierał się w jakieś niedozwolone miejsce, czyli częściej, niż gdy odrabiał zadania domowe. Ostatecznie założył na siebie swoją najbardziej znoszoną kurtkę (innych cieplejszych nakryć na taką pogodę nie posiadał) z rozdarciami na łokciach, które podarł jeszcze bardziej, aby całość wyglądała na typową dla drugiej ręki.
Ponadto, miał na sobie stare dźinsy, które kiedyś bardzo lubił i podziurawiony sweter. Miał szczęście, że kiedy wymykał się na zaplecze, Catelyn nie zobaczyła go w takim stroju. Oczy chroniła mu przed deszczem czapka z daszkiem, dzięki której już całkiem wyglądał jak jakiś włóczęga.
Pogoda była znacznie lepsza, niż ta, która panowała w metropolii w ciągu ostatnich paru dni. Zza chmur po raz pierwszy odkąd przyjechał do Londynu wyszło słońce, lecz nie gościło ono na niebie dłużej niż kilka minut. Wbrew zapowiedziom Proroka Codziennego zapowiadało się kolejne deszczowe popołudnie.
*
Większą część drogi do swojego ulubionego sklepu Borgina i Burkesa spędził w towarzystwie wielkiego czarnego psa myśliwskiego. Pewnie jakiś przybłęda myślał. Z chęcią by go przygarnął, jednak matka z całą pewnością nie byłaby zachwycona jego kolejnym aktem dobroci, zwłaszcza że dopiero co udało mu się przekonać ją do Gordona.
Nie powinna prawić mu kazań odnośnie smoka w Hogwarcie, skoro Nymeria była jej wierną kompanką niemal przez siedem lat nauki. A tą całą McGonagall jakoś się ujarzmi. Flynn na początku nie wiedział, czym tak właściwie straszy go matka, myślał, że to jakiś nowy rodzaj miotły, dopiero po wielu opowieściach babki dowiedział się, iż McGonagall to nazwisko nauczycielki, która w Hogwarcie podobno będzie go nauczać Transmutacji.
Pies nie spuszczał go z pola widzenia. Gdziekolwiek się nie zatrzymał, ten, postanowił urządzić sobie drzemkę tuż przy jego nodze albo kładł się na mokrej ziemi i przyglądał się jego poczynaniom. Kiedy ktoś próbował się do niego zbliżyć, najczęściej ciekawskie dzieci, które chciały go pogłaskać, odtrącał je od siebie głośnym warczeniem, zupełnie jakby to Flynn miał do niego jedyne, święte prawo.
- Ja idę – oznajmił, kiedy znalazł się przed wejściem do sklepu Borgina i Burkesa. - Ty zostajesz.
Pies posłusznie i bez żadnych ceregieli usiadł przy drzwiach i zamerdał ogonem. Flynn w ramach pochwały podrapał go za uchem. Chyba będę musiał mu kupić coś do jedzenia, kiedy będę wracał zanotował sobie w myślach, po czym wszedł do sklepu. Pies nadal nie ruszał się z miejsca, tylko skupił się na czytaniu jakiegoś ogłoszenia na przeciwnym szyldzie, a jego spojrzenie stało się jakby bardziej ludzkie, inteligentniejsze. Nie. To przecież niemożliwe... Flynn pokręcił z niedowierzaniem głową, kiedy podziękował Borginowi za propozycję pomocy i odwrócił się plecami od stworzenia.
Zaczął oglądać różne Czarno Magiczne przedmioty, zachwycony okazałością tego miejsca, buszowałem między regałami, zdejmując z niego wszystko co się dało i oglądając z ciekawością tajemnicze przedmioty oraz mikstury o dziwnym kształcie i wydzielające z siebie dziwny zapach. Zawsze musiał wszystkiego dotknąć oraz zobaczyć i nie przejmował się tym, że sprzedawca przygląda mu się niechętnie.
Właśnie odkładał na miejsce Rękę Glorii, kiedy usłyszał przepełnione niepokojem szczekanie psa. Obejrzał się w stronę drzwi, po czym stanął jak wryty. Znał ludzi, którzy właśnie przekroczyli próg sklepu. Malfoyowie. Z tą swoją wrodzoną elegancją i pogardą wymalowaną na twarzach.
Co robili w tak obskurnym miejscu? Nikt nie powinien go rozpoznać, a był niemal pewien, iż Lucjusz Malfoy pamiętał go doskonale. Jego rodzina od dawna żywiła do niego urazę. Grace nigdy nie pozostawała im przychylna, gdyż podczas wojny walczyli po zupełnie innych stronach i straciła przez niego wielu przyjaciół, a Flynn poprzysiągł sobie, że nigdy nie zapomni momentu, w którym mężczyzna oznajmił, iż Smocza Akademia właśnie przestała istnieć.
Lucjusz Malfoy sprawił, że Edward Dawson stał się jeszcze bardziej nieufny niż przedtem, przez co mężczyzna coraz rzadziej zaczął przyjmować do Smoczej Akademii uczniów Brytyjskiego pochodzenia, chyba że ich przodkowie rzeczywiście wykazali się lojalnością wobec Zakonu Feniksa bądź dawnego Ministerstwa, szczególny nacisk stawiał na dzieci przyjaciół swojego ojca, który niemal do swojej tragicznej śmierci był cenionym przez wielu czarodziejów Ministrem Magii. Tylko one miały zapewnione bezpośrednie uczęszczanie do Smoczej Akademii. Edward i Franklin. Każdy chciał dobrze dla świata, który tak bardzo był im drogi. Żaden nie doczekał się spokojnej starości.
Grace zapewniała go, iż wysyła go do Hogwartu z nadzieją, że będzie tam bezpieczny. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, iż wcale tak nie będzie. Trafił do kraju, w którym wrogowie jego ojca i dziadka od dawna trwają swoje zdradzieckie sieci. Życie Flynna nadal wisiało na włosku, czy Grace tego chciała czy nie.
Flynn naciągnął naciągnął na głowę kaptur swojej bluzy, tak aby przynajmniej nie było widać jego twarzy. Rozglądnął się z niepokojem po pomieszczeniu, szukając jakiegoś wyjścia na zaplecze, skąd bez żadnych przeszkód odnalazłby drogę do mieszkania Catelyn. Klnąc na wszystkich znanych mu bogów, ukrył się za wysokim regałem z trupimi czaszkami, gdzie jedynym wyjściem, pozostawało czujne obserwowanie tej dziwnej sceny i opuszczenie sklepu, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
Towarzysząca Lucjuszowi dwójka nastolatków w jego wieku wyglądała na o wiele bardziej rozluźnionych od swojego ojca. Nie wiedzieli na czym zawiesić oko, pewnie podobnie jak on sam byli tutaj po raz pierwszy, zwłaszcza piękna dziewczyna w czerwonej pelerynie, która nie mogła się powstrzymać, aby nie dotykać wszystkiego po kolei, dopóki śpiący w złotej klatce kruk nie zakrakał głośno i omal nie odgryzł jej palca. Dziewczyna fuknęła obrażona, po czym zadała chłopcu, który wyglądał i zachowywał się jak kopia Lucjusza, porządną sójkę w bok. Chłopiec parsknął śmiechem, a dziewczyna wystawiła mu język. Obydwoje uspokoili się, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, dopiero kiedy Malfoy zgromił ich surowym spojrzeniem.
Flynn zacisnął ręce w pięści tak mocno, że aż rozbolały go knyćkie. Chciał jak najszybciej wydostać się z tego miejsca, biec tak szybko, dopóki nie będzie mógł złapać oddechu, dopóki ze zmęczenia nie zapomni o tym, co przed chwilą zobaczył. Dowód na to, jak bardzo życie może być niesprawiedliwe.
Sklep Borgina i Burkesa był ostatnim miejscem na ziemi, w którym spodziewałby się zastać Lucjusza Malfoya. Był na to zbyt dumny, nawet teraz, kiedy patrzył na Borgina, który wyglądał na wyraźnie zakłopotanego. Flynnowi po raz pierwszy w życiu zrobiło się żal sprzedawcy. Nie miał wyboru. Musiał zgodzić się na żądania Malfoya, cokolwiek miały one oznaczać.
Borgin mruknął coś pod nosem, wskazując palcem na stojącą przy Malfoyu dziewczyna, która niechętnie podwinęła lewy rękaw szaty. Niemal stanął na palcach, aby móc również to zobaczyć, kiedy zauważył, że Borgin skrzywił się nieznacznie.
- Na brodę Merlina - wyszeptał oszołomiony sprzedawca, przyglądając się mu uważnie. - ile metrów musiał mieć ten wąż?
- To ja zadaję tutaj pytania, Borgin... - warknął Malfoy, przypominając tym samym mężczyźnie, kto w ich rozmowie, gra pierwsze skrzypce.
- Cześć! - Flynn podskoczył przerażony. - Czy to smocza skóra?
Syn Malfoya znalazł się przed nim zupełnie niespodziewanie, a kiedy Flynn zdążył mu się lepiej przyjrzeć, zauważył, że jego oczy mają ten sam księżycowy odcień, co jego własne, natomiast skóra chłopaka miała identyczną barwę kości słoniowej. Chłopiec miał nieco arogancki oraz władczy wyraz twarzy, przez co automatycznie trafił na osobistą, Czarną Listę Flynna, który nienawidził, kiedy narzucano mu przejęcie czyiś podglądów oraz idei, nie zwracał uwagi na konsekwencje swojego zachowania. W Smoczej Akademii trafiał na takie towarzystwo tyle razy, że w pewnym momencie przestał już liczyć, kto próbował się z nim zaprzyjaźnić, a kto od dłuższego czasu traktował go jak śmiecia.
- Kurczę, nawet ja takiej nie mam! Jesteś z Nokturnu? - Flynn jęknął. Ciągnięcie tej rozmowy w nieskończoność, chociaż ledwo się zaczęła, było ostatnią rzeczą, na jaką miał teraz ochotę.
- Cóż, nie wyglądasz na takiego, co dużo mówi... ale powinienem cię kojarzyć... chodzisz jeszcze do Hogwartu?
- Nie. - odparł niechętnie. Krótko, szczegółowo i na temat. - Rodzice uczyli mnie w domu. Ale w tym roku chcą mnie wysłać do Hogwartu...
- Można też i tak... - westchnął chłopiec. Flynn spojrzał na niego ukradkiem, lecz on wcale nie wydawał się być zmęczony rozmową. - To jak się nazywasz? - kontynuował śmiało.
- Gary Hoffman. - skłamał. Choć Black było jednym z najbardziej popularnych nazwisk w Wielkiej Brytanii, Flynn wolał improwizować, był pewien, że ten ród Blacków nie był blondynowi obcy, całkiem możliwe, iż był jego dalekim krewnym. Nie miał jednak pewności, ponieważ Grace nigdy nie kazała mu się uczyć na pamięć całego drzewa genealogicznego.
- Draco Malfoy. - chłopiec wyciągnął do niego rękę na powitanie.
Na chwilę pogrążyli się w krępującej ciszy. Gdyby na miejscu Dracona był ktoś inny, z całą pewnością, Flynn dołożyłby wszelkich starań, aby kontynuować tę rozmowę, ponieważ nigdy nie należał do osób cichych, spokojnych oraz nieśmiałych. Lubił poznawać nowych ludzi i ciekawiło go ich dotychczasowe życie. Głównie dlatego nie mógł się doczekać swoich pierwszych dni w Hogwarcie, kiedy to będzie musiał opowiadać wszystkim o swojej ukochanej, magicznej Rumunii. Teraz marzył tylko o tym, aby zapaść się głęboko pod ziemię.
- Co takiego przed chwilą powiedziałeś? - zapytał grzecznie, kiedy nie dosłyszał jego odpowiedzi.
- Chyba nikt nie powinien zatrzymywać się w miejscu, nie sądzisz? - rzekł Draco. Flynn zamrugał parę razy, jakby nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział blondyn. -Trzeba ruszyć dalej. Bez względu na to, co się stanie. Moje mądrości życiowe są niedocenione. Zapamiętaj to sobie, Hoffman - doradził. - Prędzej czy później zawsze się przydadzą.
- Mam nadzieję że trafisz do Slytherinu - ciągnął. - Ale jeśli wylądujesz w Gryffindorze, to kopnij ode mnie Pottera w dupę. Bo nie wyglądasz mi na takiego, co chciałby dołączyć do jego Świętej Trójcy.
- Jakiej znowu trójcy? - Flynn parsknął śmiechem.
- Nie wiesz wielu rzeczy o Hogwarcie, Hoffman. Przecież ty tam zginiesz!
Flynn uśmiechnął się pod nosem. W innych okolicznościach pewnie by się z nim dogadał, jednak jego obecna sytuacja wymagała poświęceń. Draco był pierwszą znaną mu osobą, która pewnie nienawidziła Harry'ego Pottera, równie mocno jak on. Gary nie wiedział, kim ów chłopak właściwie jest, dlatego nie potrafił wypowiedzieć się na jego temat. Grace nie utrzymywała z nim kontaktu od czasu śmierci Jamesa i Lily, choć była jego matką chrzestną. Kiedyś nie była w stanie się nim opiekować, teraz bała się z nim spotkać, zresztą wszystkie jej starania i tak poszłyby na marne, ponieważ mimo wszelkich chęci, Catelyn nie potrafiła przekonać Dumbledore'a, aby pozwolił jej zaadoptować Harry'ego, w końcu była jego jedyną krewną, którą Voldemort pozostawił mu przy życiu*, ale słowo Dumbleodore'a było w końcu ważniejsze niż więzi rodzinne. A Casey... o Casey'u Flynn wolał się nie wypowiadać, wystarczyło jedynie wspomnieć, że gdyby to od niego zależało, powiesiłby sobie plakat ze Złotym Chłopcem nad łóżkiem.
Sam właściwie nie wiedział dlaczego tak bardzo nie przepada za Harry'm, choć nigdy w życiu go nie poznał i z nim nie rozmawiał. Być może dlatego, że jego rodzice poświęcili wszystko, aby go ratować, tym samym, ryzykując swoje życie i życie swojego syna? Naprawdę jego ojciec nie przejmował się faktem, że jeśli plan Dumbledore'a się nie powiedzie Flynn zostanie w połowie sierotą? Co by było, gdyby to Syriusz znalazł się na miejscu Jamesa? Przecież Grace przeżyła ich rozstanie głównie z nadzieją, iż jeszcze kiedyś się spotkają... jak wyglądałoby jego życie, gdyby to Syriusz spoczywałby w Dolinie Godryka, zamiast Jamesa i Lily? Stając się ich Strażnikiem Tajemnicy, ryzykował swoją śmiercią i ich śmiercią, stratą wszystkiego, co kochał...
- To twoja siostra? - zapytał, wskazując na Dziewczynę W Czerwonej Pelerynie, widząc, że Draco wygląda już na mocno znudzonego. Chłopak nagle się ożywił.
- Pewnie, nie widzisz jak bardzo jesteśmy do siebie podobni? - zażartował. - Ma na imię Meg i jest ze mną na jednym roku, oczywiście w Slytherinie.
- To u was rodzinne?
- U nas tak - podkreślił Draco. - To znaczy cała rodzina mojej matki była w Slytherinie, z nielicznymi wyjątkami, mój ojciec i dziadek również. Ja i Meg kontynuujemy tę tradycję, ojciec wydziedziczyłby nas bez mrugnięcia okiem, jeśli któreś trafiłoby do nie tego domu, co trzeba. Ale nie u wszystkich czarodziejskich rodów tak jest. Na przykład, moja koleżanka, Nadia jest Rosjanką i większość osób z jej rodziny należała do Ravenclawu, a ona jak gdyby nigdy nic wylądowała sobie w Slytherinie. Nie żebym miał coś do Krukonów. Lepszy Ravenclaw niż Gryffindor czy Hufflepuff.
- To ma aż takie duże znaczenie? - zdziwił się Flynn. W opowieściach babki domy w Hogwarcie nie wydawały mu się specjalnie ważne. Było mu naprawdę obojętne gdzie się dostanie, w końcu zamierza zostać w Hogwarcie na pewno nie dłużej niż rok. - To czy trafisz tu czy tam?
Draco już miał mu coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie, Flynn usłyszał zawiedziony głos sprzedawcy, który brzmiał zupełnie tak, jakby Borginowi było naprawdę przykro.
- Przykro mi, Panie Malfoy, ale chyba nie mam nic, co pomogłoby przyspieszyć się gojenie się tej ranki...
- Mówi się trudno - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Tato, przechodziłam przez gorsze rzeczy - mówiła dalej, jednak na Lucjusza Malfoya nie działały jej błagalne oczy. - Przetrwam to. Jak zawsze - zapewniła. Nie zachowywała się, jak przystało na damę i nawet Flynn wiedział, że każda dziewczyna na jej miejscu powinna była pocieszać ojca, mówiąc, że uda im się znaleźć inne wyjście z ich niecodziennej sytuacji. Kiedy w Smoczej Akademii urządzano słynne bale, na które zapraszano przedstawicieli rodów z całego świata, Flynn zdążył się naoglądać dziewczyn, których największym problemem była pomięta suknia od drogiego projektanta. Meg nie przypominała żadnej z nich. Wyglądała na taką, która bez żadnych skrupułów wróciłaby do domu cała upaćkana błotem, w podartym ubraniu, szczerząc zęby do ojca, który nawet teraz patrzył na nią z dezaprobatą.
- Rozumiem, że jesteś silna - szepnął, łapiąc ją za ramię i zmuszając do spojrzenia mu czy- I rozumiem, że sobie poradzisz - źrenice dziewczyny stały się jakby większe. - ale to zbyt ciężkie brzemię nawet jak na Ciebie - powiedział stanowczo i odwrócił się od Borgina. - Idziemy szukać dalej... - dodał ostro.
- Dlaczego robisz z tego taką aferę? - Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie nie dawała za wygraną.
- Powiedziałem, idziemy! - powtórzył, tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Draconie!
Malfoy najwyraźniej dopiero teraz zauważył iż jego syn prowadzi z kimś zawziętą rozmowę. Flynn, który bardzo starał się nad sobą zapanować i nie powiedzieć mu czegoś niemiłego, zaczął się modlić, aby i ojciec chłopaka, nie przyłączył się do tej jakże wybitnej konwersacji. Jeszcze tego by mu brakowało! Następnego Malfoya na karku! Gdyby go rozpoznał... gdyby przyprowadził go z powrotem na Pokątną, to ze strony matki spotkałoby go coś zdecydowanie gorszego, aniżeli dożywotni szlaban...
- No to do zobaczenia w pociągu! - powiedział na pożegnanie Draco, a Flynn zauważył jak Meg wykonuje dziwny odruch w ich stronę, zupełnie jakby chciała do niego podejść i się przywitać. Nie teraz poprosił. Błagam nie teraz... Jednak coś w jego głowie, zmusiło go do tego, aby ponownie spojrzał na nią.
Był pewien, że obydwaj Malfoyowie nie widzą jego twarzy, lecz on widział w tej chwili każdy, nawet najdrobniejszy szczegół porcelanowej buzi Meg, która kilkakrotnie zamrugała powiekami, jakby chciała odpędzić od siebie jakąś nieprzyjemną myśl. Odetchnął z ulgą, kiedy Draco razem ze swoim ojcem jako pierwsi opuścili sklep, a Meg wyszła z niego ostatnia i nie spuszczała z niego oczu, dopóki jej sylwetka nie zniknęła tuż za rogiem.
- To było coś naprawdę dziwnego... - mruknął sam do siebie, powracając do swojego dawnego zajęcia zanim Draco niespodziewanie mu przerwał. Miał nadzieję, iż już nigdy nie będzie miał okazji z nim rozmawiać. Co jak co, ale odstraszanie od siebie ludzi wychodzi ci perfekcyjnie, Black Nie ma to jak znakomity początek nowego życia pomyślał. Po chwili zapłacił Borginowi za kupione przedmioty siedem złotych galeonów i ukrył je pod bluzą tak, aby Catelyn i Grace nie mogły ich zobaczyć. Zadowolony z zakupów opuścił sklep, odprowadzony czujnym spojrzeniem Borgina.
Wolał już tutaj zdecydowanie nie wracać. Zauważył, że Pies nadal nie ruszył się z miejsca, w którym Flynn go zostawił. Zrobiło mu się potwornie żal stworzenia, jednak matka wyraziła się jasno, żadnych innych zwierzaków, jeśli chce zabrać ze sobą Gordona do Hogwartu. Zgodziła się jedynie na Puchacza Angusa, którego pod koniec lipca osobiście mu kupiła, jako prezent przeprosinowy. Flynn z chęcią kupiłby Psu coś do jedzenia, ponieważ wyglądał na okropnie wychudzonego, jakby nie zjadł nic, od dobrych kilku dni, ale nie ufał tutejszej kuchni. Może jeśli Pies pójdzie za nim na Pokątną, zaprowadzi go na zaplecze sklepu Catelyn i porządnie nakarmi?
Już miał zagwizdać w jego stronę, kiedy ktoś niespodziewanie szarpnął go za ramię, tak mocno że wszystkie trzymane przez niego przedmioty wysypały się na ziemię.
- Nie powinieneś się tutaj znaleźć - zawarczał nieznajomy. - Nigdy!
- Niech pan mnie puści... - wydyszał Flynn. Zaczął się z nim szarpać, chciał wzywać pomocy, jednak mimo iż wokoło kręcili się ludzie, nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nikt z wyjątkiem tego mężczyzny. Nie potrafił go rozpoznać. Nigdy nie słyszał tego głosu. Dostrzegł jedynie jego twarz ukrytą pod kapturem ciemnej szaty, zobaczył czarne niczym węgiel oczy, które spoglądały na niego groźnie.
- Uciekaj, Black - rozkazał.- Nie oglądaj się za siebie. Znajdź swoją matkę i nigdy więcej tutaj nie wracaj... - poprosił nieco łagodniejszym tonem. - Nokturn jest teraz niebezpiecznym miejscem... - stwierdził, po czym wyprostował się i najzwyczajniej w świecie odszedł. Flynn patrzył jak jego sylwetka znika w tłumie całkowicie nieznanych mu twarzy.
- A czy kiedykolwiek nim był? - zapytał szeptem. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo był głupi, idąc tutaj. Gdyby coś mu się stało, minęłoby dużo czasu zanim ktokolwiek przybył mu z pomocą i zanim ktokolwiek zawiadomiłby o tym jego matkę.
Wbrew zaleceniom mężczyzny, Flynn rozglądając się po ulicy, zaczął szukać wzrokiem czarnego psa i nawoływał go. Jednak nie znalazł go nigdzie w pobliżu. Rozpłynął się w powietrzu. Zniknął. Jak kamień w wodę.
Powoli zapadał mrok. Za chwilę przybędą tutaj Dementorzy... Chcąc nie chcąc, Flynn zaczął biec w kierunku Pokątnej, przepychając się do wyjścia z Nokturnu. Po drodze kilka razy stracił równowagę i upadł na brudną ulicę, jednak za każdym razem podnosił się i biegł dalej. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim domu, ciepłym mieszkaniu babki Cat, nawet jeśli oznaczałoby to towarzystwo wiecznie naburmuszonej matki.
Kiedy znalazł się na klatce schodowej, nie zwracając uwagi na ból w lewym kolanie, szybko dotarł do drzwi wejściowych. Ostrożnie nacisnął na klamkę. Próbował chociaż łudzić się nadzieją, że nikogo nie ma w domu i niemal w to uwierzył, dopóki w lustrzanymi odbiciu nie zobaczył Catelyn, która z miną męczennika pochylała się nad lśniącym blatem z tekowego drewna, ściskając nóż w ręku. Flynn zauważył jak wypływają z niej krople krwi...
- Lepiej żebyś nigdy nie wracał, Tom - usłyszał. - Bo kiedy wrócisz, zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś mojej rodzinie...
Gdyby miał w sobie na tyle odwagi, podszedłby do niej i mimo wszystko próbowałby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego zachowuje się jak zombie. I dlaczego w momencie, gdy wypowiadała te słowa, tak bardzo przypominała jego matkę. Przecież wydawało mu się, że są do siebie zupełnie niepodobne.
Zamiast tego udał się do swojego pokoju na poddaszu, gdzie w samotności starał się zachować resztki zdrowego rozsądku.
Tej nocy po raz pierwszy przyśnił mu się Strażnik Duszy.
*
* Sara Bareilles - Satelite Call
Nie wierzę, że wreszcie udało mi się skończyć ten rozdział i nadrobić większość zaległości. Póki co żyję swoim tumblrem i LO, którym w końcu tak bardzo się jarałam na początku roku szkolnego. Dziękuję tym, którzy nadal tutaj zaglądają. Wydaje mi się, że blogspot stanął w miejscu, a brak odzewu większości czytelników to nie tylko mój problem. Sama nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Początek pisałam już chyba dwa tygodnie temu i nie jestem z niego do końca zadowolona. Za to bardzo podoba mi się końcówka.
Nie mogę patrzeć już na ten szablon, tyle błędów z angielskiego w jednym zdaniu :D. Chciałam popisać się znajomością cytatów z TVD, a wyszło jak wyszło :D.
Kończę i czekam na wasze opinie <3. Mam nadzieję że tym razem nie spieprzę tego opowiadania.
O, nowy rozdział ^^. Cieszę się, że już jest :). Choć w sumie troszkę brakowało mi tutaj akapitów, jednak tekst lepiej wygląda z wcięciami, niż jak jest taki lity.
OdpowiedzUsuńUważam, że jak dotąd ta wersja opowiadania zapowiada się najlepiej ze wszystkich. Może też dlatego, że bardziej dbasz o klimat, masz bardziej rozwinięty styl no i zmieniłaś narrację na moją ukochaną trzecioosobówkę. Naprawdę nie przepadam za narracją pierwszoosobową i jest tylko kilka opowiadań z taką narracją, które czytam. Choć w sumie pierwszoosobówka w czasie przeszłym to nic, najgorzej, jeśli jest pisana w czasie teraźniejszym. Wtedy to już jestem całkiem na "nie".
Znowu powtarzasz te same błędy, choć wymieniam ci je już któryś raz, naprawdę przydałaby ci się beta. Dementorzy, ciebie, puchacz itp. piszemy z małej litery. Czarnomagiczne też piszemy razem i z małej.
Ogólnie jednak rozdział bardzo mi się podobał ^^. Fajnie oddajesz ten klimat, te przygotowania Flynna do szkoły... Ogólnie myślę, że to będzie dla niego dość specyficzne doświadczenie. Nie zna Hogwartu i jego realiów, wcześniej chodził do innej szkoły, w dodatku nazywa się Black (co do czego też zdaje się mieć mieszane uczucia), więc może mu być trudno się tam odnaleźć.
Podobało mi się też to, jak pokazałaś go jako takiego trochę niejednoznacznego bohatera. Niby normalny, porządny chłopak, ale w głębi duszy czuje pewną ciekawość mrokiem, fascynuje go Nokturn, choć myślę, że po prostu pociąga go to, co zakazane i niepokojące. Wbrew zakazowi zapuścił się tam i przy okazji był świadkiem pewnej sceny z Malfoyami. Wgl tutaj Meg też jest przygarnięta przez Lucka? Mam wrażenie, że ona będzie dużo bardziej pozytywna niż Draco, z którym młody Black zdążył już się zapoznać. Ciekawe, jak tamten zareaguje, gdy w Hogwarcie wyjdzie na jaw, że okłamał go z nazwiskiem. Dziewczyna w czerwonej pelerynie kojarzy mi się natomiast z opowiadaniem Damy Kier, czytasz może?
Ten pies to na pewno Syriusz ^^. Zaś ten facet, który go zaczepił po wyjściu ze sklepu, to pewnie Syriusz przemieniony, który wiedział, że ma do czynienia ze swoim synem i nie podobało mu się to, gdzie go zobaczył. W sumie się nie dziwię...
Ogólnie mam nadzieję, że dobrniesz do końca tej historii ;). Ja wiem, że masz słomiany zapał (zresztą pewnie dużo razy ci to pisałam) i wgl, ale naprawdę cieszyłabym się, gdybyś choć raz coś skończyła ^^. Chciałabym się dowiedzieć, jak potem będzie wyglądać stosunek Flynna do Syriusza i co planujesz na to opowiadanie. Mam nadzieję, że będzie mniej kalek z kanonu, a więcej twoich pomysłów ;).
No i lubię Grace. Choć jej nadopiekuńczość jest nieco irytująca, czasem zachowuje się trochę jak pani Weasley. Ale ogólnie ją lubię.
Ech, niestety ja także ostatnio mam coraz mniej czytelników ;(. Wielu poznikało, nad czym wielce ubolewam, jako że bardzo zależy mi na opiniach.
Ale się zrobiłaś wytykająca Grant ^^ Zostań betą może co? Najlepiej moją ^^
UsuńNie brałam Flynna za beztroskiego chłopca, ale też jego zafascynowanie tym, co mroczne, odrobinę zbiło mnie z pantałyku. Nie posądziłabym go o interesowanie się czarnomagicznymi gadżetami, zaś wędrówka na Nokturn kompletnie mnie zaskoczyła. Z drugiej strony Flynn ma jakieś korzenie po Blackach i zastanawiam się, czy nie trafi do Slytherinu w tej wersji. Choć, oczywiście, wolałabym, aby trafił do Gryffindoru i zaprzyjaźnił się z Neville'm. Tym psem raczej nie mógł być Syriusz, aczkolwiek zaciekawił mnie mocno ten wątek. Już w samym sklepie pojawili się Malfoy'owie. Tak jak przypuszczałam, ponownie wprowadziłaś postać Meg. Co jej się mogło stać? Swoją drogą, lubię ją. Jest taka niepodobna do reszty rodziny, że zasługuje z całą pewnością na wielką sympatię. Flynn popisał się w rozmowie z Draco tym imieniem i nazwiskiem ;D Ciekawe, jak będą wyglądać jego stosunki z Wielką Trójcą, ale pewnie nie zostanie wielkim przyjacielem z Harry'm. Strażnik Dusz? Czuję, że w tej wersji Blacka zaserwujesz nam znacznie więcej tajemnic. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na nowość na Gryfonce.
OdpowiedzUsuńPS Poprzednie rozdziały również skomentowane.
Powiem Ci, że końcówka mnie zaintrygowała ;P nic z niej nie rozumiem, ale kiedyś będzie mi to dane, więc ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że teraz wszystko jest z perspektywy Flynna. Bardzo go polubiłam. Dziwi mnie jego pociąg do ciemności... To chyba przez to, że jest ciekawy świata i chce wszystkiego spróbować. Ale gdyby nie to, to by nie poznał Malfoyówny, z która podejrzewam, że będzie go dużo łączyło ;) Ah ta czerwona peleryna...Jestem ciekawa, o jej się w ogóle stało... CZmeu ją ugryzł wąż? Masz nowe pomysły i zagadki i to mi sie podoba ;)
Draco był tutaj jakiś taki normalny. Niby nienawidzi Pottera i Świętej Trójcy całej, ale jednak jest normalny - w książce był bucem po prostu ^^
Podobało mi się to, że wstawiłaś w tym rozdziale Syriusza ;) Opiekowął się nim i prawdopodobnie (tak zrozumiałam), że go ostrzegł przed takimi wyprawami. Miejmy nadzieję, że go posłucha :) Podoba mi sie opiekuńczy Syriusz ;)))
podoba mi się Twoje opowiadanie. tak na marginesie to pierwszy raz spotkałam się z synem Syriusza a nie córką i to jest ogromny plus dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńcały ten pomysł ze Smoczą Akademią jest świetny. w chwili obecnej nie pamiętam, czy było o tym wspomniane w książkach pani Rowling. jeśli nie, to szacun dla Ciebie :)
ogólnie Flynn jest strasznie sympatycznym bohaterem. po prostu nie da się go nie lubić ^^ trochę mnie zaskoczyło, jak w tym rozdziale poznaliśmy jego odrobinę 'mroczniejszą' naturę, ale ogólnie jestem pozytywnie zaskoczona ^^
jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że czasem mocno wzorujesz się na książkach przez co całość jest przewidywalna. Spróbuj nad tym popracować.
Pozdrawiam i jeśli masz chwilkę to zapraszam też do mnie: http://sen-laury.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń