sobota, 31 sierpnia 2013

002. Drugie dno


A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej
Andrzej Sapkowski
*

- Expelliarmus!
Ciało potężnego mężczyzny z głośnym łaskotem uderzyło o znajdującą się w przeciwległym rogu pomieszczenia wielką szafę. Flynn z satysfakcją patrzył jak jego nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią z trudem podnosi się z ziemi, nieprzytomnie kołysząc się przy tym na boki. 
Uczniowie często porównywali Borysa Gawriłowa do niedźwiedzia, któremu mężczyzna niemal dorównywał swoim imponującym wzrostem. Miał oliwkową cerę, burzę ciemnobrązowych loków oraz małe, czarne oczy, podkreślone gęstymi, kraczastymi brwiamy. 
Choć starał się jak tylko mógł, mówił wyraźnym, rosyjskim akcentem, którego nie potrafił się pozbyć, wielu lat spędzonych w Rumuńskiej puszczy. 
Mimo iż uciekał przed prawem (tak uważał Flynn, ponieważ nigdy nie dowiedział się dlaczego właściwie, mężczyzna po zakończeniu wojny, nie powrócił do swojego rodzinnego kraju) był najlepszym przyjacielem jego dziadka. Ponoć spotkali się, kiedy Edward wyruszył na słynną wyprawę mającą na celu odnalezienie odpowiedniego miejsca na budowę Smoczej Akademii, czyli bardzo dawno temu bo aż w połowie lat 40. 
Oprócz nich, do Transylwanii dotarła jeszcze czwórka osób, Tytus Crashwell, Wanda Fiodorow oraz Marcus Wilde, dziadek Gary'ego, to właśnie po nim chłopak odziedziczył swoje magiczne moce, choć wolałby się do tego nie przyznawać. 
Flynn uwielbiał prowadzić z Borysem zażarte pojedynki. I było to swego rodzaju  urozmaicenie. Był jeszcze za młody, aby opiekować się smokami (nawet jeśli od czasu do czasu organizował sobie nielegalne wypady do Czarnego Lasu), to podczas wakacji spędzanych w Smoczej Akademii nie działo się zbyt wiele. 
Poza tym, musiał wypróbować swoją nową różdżkę, którą w przeciwieństwie do tej starej strasznie trudno było mu opanować. Miała w sobie rdzeń z cyprysu, jednego z najrzadszych drzew używanych do produkcji różdżek. 
Pan Olivander niemal pękał z dumy kiedy oddał jedno ze swoich drogocennych dzieci w jego ręce. 
Mówił, że różdżki z Cyprysu wymagały od swojego właściciela niezwykłej odwagi oraz poświęcenia, kogoś, kto nie zawahałby się oddać życia w razie potrzeby. Nie bez powodu, odwdzięczały mu się tym samym. Były bardzo oddane oraz lojalne, a kiedy Flynn po raz pierwszy wziął ją do ręki, poczuł się tak, jakby właśnie odzyskał dawno zaginionego przyjaciela przyjaciela. 
A najgorsze w tym wszystkim było to, że kiedy chłopiec zastanawiał się, dlaczego właśnie jemu trafiła się taka, a nie inna różdżka, Pan Olivander, widząc jego niebywałe zaskoczenie, dodał szybko, że ostatnim posiadaczem różdżki z Cyprysu był Regulus Black.
Flynn poprzysiągł sobie, że nigdy nie zapomni tego pamiętnego wyrazu, który zagościł w tamtym momencie na twarzy jego matki.
Trudno było cokolwiek z niej odczytać.
Co pojawiło się pierwsze?
Tęsknota, smutek czy żal?
Nikomu nie wspomniał, że w mieszkaniu babci, przyłapał ją na przeglądaniu starych fotografii, co zdarzało jej się naprawdę rzadko. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego matka bardzo przeżyła rozstanie z ojcem. Osoba, o tak wrażliwej naturze, nie mogła zamaskować swoich emocji.  
- No, teraz przynajmniej mam pewność, że z zaklęć nie zginiesz... - rzekł Borys, kiedy Flynn w końcu się nad nim ulitował i pomógł mu wstać. Mężczyzna, lekko czerwony na twarzy, podszedł do rzeźbionej przez gobliny komody z czarnego drewna, na której jakiś skrzat położył dzbanek z wodą, po czym nalał sobie jedną szklankę i wypił ją jednym chlustem. 
Flynn uśmiechnął się zadziornie do Rosjanina, który odpowiedział mu gniewnym spojrzeniem. 
- Może i ta różdżka nie była głupim pomysłem... - mruknął, a Borys na samo wspomnienie dawnej różdżki Flynna parsknął śmiechem. Niewątpliwie była godna zapamiętania, a Flynn dziękował Merlinowi, kiedy okazało się, że została złamana podczas jednego z długotrwałych treningów. 
Nigdy nie potrzebował więcej od życia, niż było mu dane dostać. 
To prawda, czasami brakowało mu ojca, jednak życie wśród tylu wspaniałych ludzi nauczyło go pokory. 
Zawsze odrzucał od siebie smutek, który praktycznie nigdy nie gościł na jego twarzy, gdy znajdował się wśród swoich przyjaciół. 
Zdarzały się jednak momenty, w których rzeczywiście tracił nad sobą kontrolę, a dzień, w którym uciekł jego ojciec, na zawsze odbił się w jego pamięci. Kiedy przeczytał artykuł w Proroku Codziennym, nie myślał o niczym innym, jak tylko o znalezieniu matki. 
Nogi same przywiały go prosto pod gabinet dziadka. 
Nie miał pojęcia jak to się stało, ale Grace już tam była. 
Zdenerwowana i roztrzęsiona, przypominała tykającą bombę zegarową. 
Nawet się z nim nie przywitała, lecz od razu oznajmiła, że Flynn wraca razem z nią do Anglii. Dała mu jedynie czas, aby mógł pożegnać się z dziadkiem i znajomymi (tylko i wyłącznie dlatego, że dziadek ją o to poprosił, gdyby nie on, chłopak już dawno ślęczałby w ponurym Londynie, umierając z nudów).
Na babcię nie mógł co liczyć, gdyż naturalnie rzecz biorąc stanęła po stronie swojej jedynej córki. Poza tym, chciała mieć rodzinę przy sobie, ponieważ czuła się przez nią trochę zaniedbana, mimo iż dziadek odwiedzał ją tak często jak tylko mógł. 
Ale przecież, nic nie stało na przeszkodzie, aby Catelyn Dawson przeszła wreszcie na zasłużoną emeryturę. Babcia wmawiała im, że nie może żyć bez Quidditcha, choć miała już dobre sześćdziesiąt lat na karku. 
Kiedy udało jej się wychować dzieci na porządnych ludzi (i wnuka), znalazła sobie nowe hobby - zaczęła prowadzić sklep z markowym sprzętem do Quidditcha na Pokątnej i nawet dziadek musiał przyznać, że powodziło jej się całkiem nieźle. 
W obecności dziadka i Borysa nie musiał narzekać na brak ojcowskiego wsparcia. W ciągu ostatnich kilku dni dziadek przekazał mu więcej magicznej wiedzy, niż zamierzał podczas trwania siedmiu lat nauki w Smoczej Akademii, ponieważ w przyszłości Flynn pragnął kontynuować rodzinną tradycję i podobnie jak Edward, chciał zostać Smokologiem (a później, o ile Morgana mu na to pozwoli, następnym Dyrektorem placówki). 
Niemniej jednak, Edward uważał, że jego córka jest już na tyle dorosła, że powinna zacząć sama decydować o swoim losie i starał się ją zaakceptować, co przychodziło mu naprawdę ciężko. 
Przynajmniej Borys był jedynym członkiem jego rodziny, który nie pochwalał decyzji Grace. Wymyślał różne, mrożące krew w żyłach historie, które (pierwotnie) miały powstrzymać matkę Flynna od wysłania go do Hogwartu, lecz kiedy i to poszło na marne, zaczął straszyć młodego Blacka, z nadzieją, że być może, chłopakowi uda się coś zdziałać. 
- Wielka Brytania to niebezpieczne miejsce, Flynn, ty i twoja matka musicie trzymać się razem... - tłumaczył, a Flynn wywrócił oczami. Postanowił nie przejmować się słowami mężczyzny, który od ponad pięćdziesięciu lat nie wystawiał nosa poza mury Smoczej Akademii. 
Ale w końcu przystał na decyzję matki. 
Postanowił, że pojedzie do Hogwartu tylko dla jednego celu. 
Miał głęboko gdzieś to, jak będą nastawieni do niego Brytyjczycy. 
Zamierzał trzymać się swoich zasad, bez względu na wszystko. 
Koniec, kropka.
- Poradzisz sobie. Każdy z nas przechodził przez to samo - powiedział Borys, zanim zdążył ugryźć się w język, widząc jak chłopak spogląda tęsknie na zielone tereny za oknem.  Flynn sprytnie to wykorzystał. 
- W Durmstrangu też? - zapytał, uśmiechając się zadziornie i unosząc brwi do góry.
- W Durmstrangu też... - potwierdził Borys. 
Młody Black westchnął ciężko. 
Każdy, komu wyznał, że wybiera się w tym roku do Hogwartu, mówił, że zamek jest wspaniałym miejscem i wychwalał go ponad wszystko. On natomiast, uważał, że nic nie przebije Smoczej Akademii. 
Flynn uwielbiał jej dziką naturę oraz zajęcia w terenie, lubił organizować sobie wypady do Czarnego Lasu, choć nikt nigdy mu w nich nie towarzyszył, gdyż większość uczniów miała przed nim po prostu pietra. 
Flynn dobrze pamiętał, że kiedy pewnego razu zabrał ze sobą Gary'ego, który w pierwszej klasie w ogóle nie rozstawał się ze swoim ukochanym kijem do Baseballa (i zaoferował się nawet, że pożyczy go Flynnowi do Hogwartu), to chłopak, oczywiście, miotając nim jak opętany, przestraszył jedynie kilka wiewiórek z pobliskiego drzewa. 
Nikomu jeszcze nie powiedział, że aby zobaczyć w tym lesie coś ciekawego, trzeba się naprawdę wysilić, ponieważ Rezerwat znajdował się dobre kilka kilometrów od góry, a Smokom rzadko kiedy udawało się przełamać zaklęcia ochronne. 
- Chcę pomóc - powiedział stanowczo Flynn. - Dam sobie radę. Dlaczego matka traktuje mnie jak dziecko? - dodał nieco załamanym głosem. 
Borys wzruszył ramionami.
- Jestem nieletni, nic... - ciągnął dalej, ale Borys przerwał mu niespodziewanie.
- Flynn oni chcieli jak najszybciej zakończyć tę wojnę - wybuchnął mężczyzna. - Myślisz że zawracali sobie głowę tym, kto ile ma lat? Wsadzali do Azkabanu wszystkich, którzy choćby w najmniejszym stopniu byli powiązani z Voldemortem! Na Merlina, Flynn! Przecież Barty Crouch wpakował tam nawet swojego własnego syna!
Musisz działać sam szepnął cichy głosik w jego głowie. Tylko w ten sposób osiągniesz swój cel...
- Już zniszczyli jednego porządnego Blacka - szepnął Borys, nieco spokojniejszym tonem. Położył mu ręce na ramionach i zmusił do spojrzenia w oczy. - postaraj się, aby nie zrobili tego samego z tobą...
Chłopak mimowolnie spuścił brodę.
Nie mógł mu tego obiecać.
*
Flynn po raz ostatni omiótł wzrokiem swój stary pokój. 
Pomieszczenie nie było specjalnie wielkie, lecz na tyle duże, aby mogło się tam zmieścić ogromne łoże z baldachimem (Flynn ze wzruszeniem wspominał, jak któregoś wieczora, gdy skakał po materacu, potknął się o kawałek pościeli i upadł na ziemię, rozwalił sobie wówczas pół głowy i musiał spędzić noc w skrzydle szpitalnym, do dzisiaj miał blizny na czole, ale nadal uważał, że było warto), wielka szafa na ubrania, biurko oraz niewielka biblioteczka. 
Jego sypialnia wyglądała dzisiaj naprawdę dziwnie. Porządek zupełnie tutaj nie pasował. Matka często żartowała, że gdyby nie skrzaty domowe, Flynn dawno zginąłby już w lawinie własnych brudów i śmieci, chłopak odpowiadał jej natomiast, że w swoim bałaganie czuje się jak najbardziej dobrze.
Zamykając za sobą drzwi, czuł, że właśnie zostawia za sobą niefortunną część swojego życia. 
Dotarł do gabinetu dziadka, punktualnie o wyznaczonej przez niego godzinie, targając za sobą szkolny Kufer, który wygrzebał z piwnicy podczas ostatniej wizyty u babki i mimo wszelkich protestów matki, ani myślał zanieść go tam z powrotem. 
Był cały oblepiony jakimiś dziwnymi naklejkami z podróży, miejscami podziurawiony oraz obszyty zabawnymi wzorkami. Nie ulegało wątpliwości, iż musiał on kiedyś należeć do Grace. Flynn o wiele bardziej wolał udać się do Hogwartu z czymś takim bo przynajmniej będzie sprawiał pozory normalności, choć jego matka wielokrotnie mu powtarzała, że wygląda z nim jak bezdomny. 
Cudem przecisnął się przez drzwi, po czym zawołał głośno.
- Dziadku! - odpowiedziała mu głucha cisza, wszystko wskazywało na to, że mężczyzny nie ma w pomieszczeniu.  - Dziadku! - powtórzył jeszcze głośniej, lekko podirytowany.
- Merlinie, za co? - jęknął zdegustowany. Zawsze lubił tutaj przebywać kiedy był młodszy i już w dzieciństwie poznał niemal każdy zakamarek tego fascynującego miejsca, który był jednocześnie najwspanialszą komnatą w Smoczej Akademii. 
Całą powierzchnię ścian, zajmowały półki z książkami, tuż nad nimi mieściła się masa rozmaitych dzieł sztuki, zarówno tych czarodziejskich, jak i mugolskich.
Było tam również mnóstwo stolików, których rogi zostały ozdobione szczerym złotem, a na nich znajdowały się niedokończone projekty poszczególnych sal placówki, liczne mapy oraz księgi z zaklęciami. Na samym środku leżał wspaniały, perski dywan. 
Uwagę Flynna niemal natychmiast przykuł cynowy kociołek, z którego wydobywały się kłęby gorącego dymu. 
Chłopak z zachwytem zaczął się mu przyglądać. Miał nadzieję, że zaraz ujrzy wynurzającą się na powierzchnię maleńką główkę, jednakże bulgotanie niebawem ustało, a Flynn zmarszczył brwi. 
Zawsze chciał zobaczyć narodziny smoczątka na żywo, ale dziadek nigdy nie zabrał go ze sobą do Czarnego Lasu. 
Sam dyrektor był obecny przy narodzinach każdego smoka w Rezerwacie, aby stworzenia od najmłodszych lat, przyzwyczaiły się do zapachu ludzi. 
- Strasznie długo każe na siebie czekać... - usłyszał za sobą znajomy głos.
Stanął przed nim średniego wzrostu mężczyzna, o szczupłej, bladej twarzy. Jego zaczesanie do tyłu srebrne włosy sięgały mu ramion, a ładne, niebieskie oczy błyszczały młodzieńczym blaskiem. 
Flynn zatrzymał wzrok na jego lewej nodze, która dawno temu została usztywniona. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak wielki trud czekał uzdrowicieli, którzy nie mieli innego wyboru, jak tylko powiedzieć mężczyźnie, że już nigdy nie będzie mógł na niej chodzić.
Ubrany był w jasne, wygodne spodnie w kolorze khaki oraz białą koszulę, które nijak miały za zadanie chronić go przed słońcem, podczas trwania wycieczki na granicę. - miał przyjść na świat dwa tygodnie temu razem ze swoim rodzeństwem - ciągnął Edward Dawson, schodząc na dół, opierając się kurczowo na eleganckiej, czarnej lasce z wygrawerowanym szmaragdowym smokiem na rączce, która jednocześnie służyła mu za różdżkę. - ale uparciuch za nic nie zamierza opuścić swojej skorupy, jego mama musi pewnie umierać z ciekawości... 
Obydwoje uśmiechnęli się pod nosem, przypomniała się im podobna sytuacja z narodzinami Flynna, który był wcześniakiem.
Przyszedł na świat zupełnie niespodziewanie, kiedy Grace nie była jeszcze gotowa na zostanie matką. 
Miała ukończyć Hogwart, aby później udać się na studia dla przyszłych pisarzy. 
Narodziny Flynna pokrzyżowały jej plany, a niespełna rok później, kiedy Lord Voldemort rozpoczynał swój reżim, Grace nie odważyła się uczęszczać do instytutu w samym sercu mugolskiego Londynu, choć jej matka zaoferowała się, że pomoże jej w wychowaniu syna. 
- Mam coś dla ciebie - dodał czarodziej, po czym pokuśtykał do mosiężnego, rzeźbionego przez gobliny biurka, oświetlonego przez światło, które dostawało się do pokoju za pośrednictwem kolorowych witraży w kształcie rombów. 
Wysunąwszy jedną z licznych szuflad, Edward wyciągnął z niej trzepoczące pudełko, które kiedyś musiało być owinięte (oczywiście, jak na mężczyznę przystało, niezbyt starannie) dekoracyjnym papierem w złote feniksy. 
Teraz miejscami było podziurawione oraz ubrudzone smołą. Flynn uwielbiam niespodzianki, lecz do tej pory nie miał najmniejszego pojęcia, czego się spodziewać po prezentach od dziadka. 
Kiedy miał dziewięć lat, na gwiazdkę dostał Sfinksa, którego dziadek przywiózł mu ze swojej ostatniej podróży do Egiptu, przedmiot był na tyle przerażający, że gdy tylko zapadał zmrok, jego oczy lśniły szmaragdowym światłem, a Flynn każdej nocy musiał zakrywać go kocem, aby nie czuć się prześladowany. 
Kiedy obchodził jedenaste urodziny, mężczyzna podarował mu Niuchacza, który zdemolował mu sypialnię (Flynn nie sądził, że to w ogóle możliwe) i do dziś spoczywa w jednym z zapomnianych korytarzy, potraktowany eliksirem wiecznego snu. 
Spojrzał na dziadka niepewnie, a mężczyzna zachęcił go, nie mogąc doczekać się jego reakcji. 
Ostrożnie uchylił wieko, po czym ujrzał miniaturowego, przypominającego jaszczurkę smoka. 
Owe stworzenia roznosiły zazwyczaj w Smoczej Akademii pocztę. Dziadek dawno temu zrezygnował ze sów, ponieważ ich łapanie z dnia na dzień stawało się ulubioną rozrywką smoków, kiedy ptaszyska przelatywały przez puszczę. Miniaturowe smoki, były równie pożyteczne, zwłaszcza, że nie musiały pokonywać tak ekstremalnych odległości, jak główny środek komunikacji wśród czarodziejów, a jeśli chodziło o wysłanie zwyczajnej wiadomości, do dalekich krajów, Edward poprzestał na tradycyjnych kominkach, które były obecne niemalże w każdym domu Brytyjskich czarodziejów. 
Zachwycony chłopiec, pozwolił aby smok wyszedł z pudełka na jego dłoń, poczuł na skórze jego ostre pazury i podrapał zwierzę po kolczastym grzbiecie. 
- Twoja matka dostała podobnego smoka, kiedy sama wyjeżdżała do Hogwartu na swój pierwszy rok - wyjaśnił znacząco dziadek. - Pomyliła go z jaszczurką i nie miała z nim miłych wspomnień, Nymeria cały czas podpalała jej książki, kiedy Grace zamykała ją w torbie na początku lekcji - Edward parsknął śmiechem. - Takie prezenty mają też swoje dobre strony, pomagają... hmm... - zastanowił się. - tak, pomagają zachować więź...
 Flynn zauważył, że mężczyzna z trudem wypowiada ostatnie słowa.
- Czas nie ucieknie, dziadku - rzekł. - mogę jeszcze zostać. Może Borysowi uda się przekonać mamę...
- Nie wątpię w jego umiejętności prawnicze, ale jeśli mamy zdążyć przed zmrokiem, to musimy już się zbierać... - dziadek wcale nie był głupi, wychwycił błagalną minę Flynna. - I nie patrz tak na mnie - burknął, starając się na niego nie patrzeć. - Myślisz, że miło jest mi oddawać cę pod opiekę Cat? 
Flynn westchnął ciężko. 
Wydawało mu się, że jego dawne życie nieuchronnie zbliża się ku końcowi.
Kiedy razem z dziadkiem stanął na wzgórzu nieopodal granicy Smoczej Akademii, gdzie mieścił się jedyny punkt teleportacyjny, skąd było widać jedynie otaczające ją pustkowia, mężczyzna spoglądał na niego w milczeniu.
- Jeszcze tu wrócisz, młody - odezwał się w końcu. - zobaczysz - zapewnił go. - kiedy to wszystko się skończy, a na pewno się skończy - zagrzmiał hardo, widząc, że chłopak już próbuje mu zaprzeczyć.- nic nie będzie stało na przeszkodzie, abyś tu wrócił...
Flynn nie potrafił wykrzesać z siebie żadnej, inteligentnej odpowiedzi, pociągnął jednak mężczyznę za rękaw koszuli, widząc że ten zamierza już się teleportować. 
- Zaczekaj! - powiedział. - Muszę zapamiętać ten widok...
I nie musiał nawet otwierać oczu, aby zrozumieć, że zaledwie kilka sekund później znalazł się w obcym kraju, wśród całkowicie nieznanych ludzi i w zupełnie innym, surowym świecie.
*
1 Września tego roku to dla mnie wyjątkowo ważna data, nie tylko dlatego, iż podobnie jak Flynn zaczynam nowy etap w swoim życiu. 
Dokładnie jutro mija moja druga rocznica odkąd pojawiłam się w blogosferze po raz pierwszy, od tamtej pory, przestałam pisać opowiadania tylko i wyłącznie dla siebie oraz swoich znajomych. 
W ciągu trwania tych dwóch, wspaniałych lat, zakończyłam tylko jednego bloga (miał dziesięć rozdziałów + epilog, ale i tak go zakończyłam Proszę się nie czepiać :D) oraz trzy razy podchodziłam do pisania historii o Flynnie. 
Ale z blogosfery czerpię nie tylko same przyjemności, zrozumiałam, iż jest to również obowiązek, który czasami wykracza poza moje siły. To twardy orzech do zgryzienia, kochani, możecie mi wierzyć albo i nie. Zaległości, zaległości i jeszcze raz zaległości. Nie ma nic za darmo, jeśli nie chce się stracić swoich czytelników. 
Pamiętam, że kiedy pisałam dla siebie, miałam na to o wiele więcej czasu, mogłam to robić, kiedy tylko chciałam, nie miałam wyznaczonego terminu, kiedy muszę skończyć rozdział. 
Takim sposobem, piszę właśnie dwie historie powiązane z Zapomnianym Pokoleniem, gdyż jest to opowiadanie Wielopokoleniowe, począwszy od czasów gdy Voldi był jeszcze małym gówniarzem, a stary Ed marzył o poskromieniu Rogogona Węgierskiego. Nie zamierzam jednak ich publikować, dopóki nie uda mi się ich zakończyć tak, jak powinno, czyli Epilogiem. 
Skoro mowa o zaległościach, wszystkie nadrobię wkrótce, obiecuję, tak jak wspominałam, w ostatnim tygodniu wakacji byłam strasznie zabiegana, nie ma to jak zostawiać zakupy szkolne na ostatnią chwilę (ach te mamy <;).
Mam nadzieję, że rozdział, choć krótki wam się spodobał. W ostatnim momencie, zmieniła mi się fabuła drugiej oraz trzeciej notki, więc moim zdaniem szału nie ma. Za to następne dwa rozdziały jak najbardziej mi się podobają <3 
I czy tylko ja nie mogę się doczekać jesieni, tylko i wyłącznie ze względu na premiery nowych odcinków moich ulubionych seriali? :)

14 komentarzy:

  1. Pierwsza, pewnie jutro skomentuję xD.
    ps. Cudny szablon ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże by inaczej, kochana <3
      Ja też postaram się do ciebie wpaść jutro albo nawet dzisiaj ^^

      Usuń
    2. Na IŚ wrzucę też jutro rozdział ;P. Wgl miałabyś może wenę na nagłówek z Niebieską?
      Skomciam ci pewnie po południu raczej, bo rano idę z mamą na Dary Anioła. Mam nadzieję, że będzie choć trochę widoczków z NY <333.
      O, masz drugą rocznicę blogowania (tak czytam sobie mowę odautorską)? Mi niedługo stuknie 8. rocznica stworzenia pierwszego blogaska na onecie, ale pisania opowiadań to mam półtorej roku (21. lutego minie 2 lata xDDD).
      Ale chociaż jednego bloga skończyłaś ^^. Mam nadzieję, że Flynna też teraz skończysz, naprawdę chcę poczytać więcej niż parę rozdziałów. Jestem ciekawa, co wymyślisz, no i życzę powodzenia w roku szkolnym (ja mam jeszcze miesiąc wakacji, ale zdaję sobie sprawę, że to szybko zleci :/).

      Usuń
    3. Wiesz, w sumie mogłabym wykonać jakiś szablon z Niebieską tylko musiałabyś mi podać linka do tego zdjęcia, które masz aktualnie na blogu ^^
      Ostatnio wena sprzyja, więc co to za problem?
      To dobrze, że wrzucasz jutro nexta ^^. Może uda mi się być pierwszą, bo dzisiaj nie mam już siły na komentowanie :D
      Dary Anioła są świetne <3 Byłam na tym z koleżanką i powiem Ci, że się nie zawiodłam, uwielbiam wszystko, co jest związane z fantastyką i w ogóle całą tę sagę , to zdecydowanie jedna z najlepszych produkcji, przebija wszystko (prawie, bo nie oglądałam jeszcze nowej części Percy'ego), a słitaśny Zmierzch z nie dorasta jej nawet do pięt ^^
      Tak, jednego bloga skończyłam, był to krótki fanfick o Władcy Pierścieni, który zaczęłam pisać jak miałam 13 lat xd Teraz powoli go dopracowuję i wychodzi mi z niego całkiem zgrabna historia z sensem, a nie pożal się boże romansem -,-.
      Ja nic nie obiecuję, może uda mi się go skończyć, a może nie, mam nadzieję że tak, bo coś mi się zdaje, że masz już dość mojego niezdecydowania xd

      Usuń
    4. Jednak jestem rano ^^. Specjalnie wstałam o siódmej, by opublikować rozdział, to uznałam, że i tutaj zawitam.
      Link do zdjęcia to: http://fc07.deviantart.net/fs71/f/2013/194/4/f/the_queen_of_elves_by_ineedchemicalx-d6d9g03.jpg
      Kolor bym chciała ciemny raczej, ale żeby pasowało do zdjęcia, z białą czcionką, układ normalny; żeby było z boku menu, a na środku kolumna z tekstem. Bez udziwnień, lubię minimalizm. Co do stocków, mogą być jakieś z NY i Hogwartem, zależy, co ci się wpasuje. Bez napisu może być, chyba że jakiś mały. Ja niestety ostatnio kompletnie nie mam weny i za każdym razem, jak otwieram photoshopa, zaraz szybko go zamykam.

      Co do rozdziału, to bardzo mi się podobał, choć nadużywasz dużych liter. Przykłady:
      Rosyjskim - z małej
      Smokami - jak wyżej
      Cyprys - j.w.
      Pan - j.w.
      Różdżki - j.w.
      Skrzaty Domowe - j.w.
      Kufer - j.w.
      To tylko przykłady; nie mam czasu szperać więcej, ale chyba wiesz, o co mi chodzi ;). Nazwy własne, typu Smocza Akademia czy Hogwart piszemy z dużej, ale te pozostałe, co wymieniłam, normalnie z małej.
      Ogólnie jednak uważam, że trzecioosobówka wychodzi ci bardzo dobrze, a że uwielbiam tą narrację, dla mnie to zdecydowanie zmiana na plus. Może dlatego ta wersja zaczyna mi się nawet bardziej podobać niż poprzednie.
      Fajnie opisałaś Flynna w Smoczej Akademii. Swoją drogą, teraz dość szybko już leci do Wlk. Brytanii, ale z drugiej strony, po co przedłużać? Pokazałaś nam też jego matkę, co do której zastanawiałam się, co się z nią dzieje. Pominęłaś też scenę kupowania różdżki, ale w sumie doskonale z tego wybrnęłaś i bez opisania wizyty w sklepie.
      Na pewno to dla niego trudne. Miał w starej szkoły dziadka i przyjaciół (fajnie, że dogadywał się z tym Borysem, ciekawy facet), znał to miejsce i lubił je, a teraz trafi do zupełnie innego świata i będzie musiał się zderzyć z jego realiami. Jestem bardzo ciekawa, jak to przyjmie.
      Ciekawe, czemu Grace tak nagle postanowiła go wywieźć. Teraz w sumie skojarzyła mi się z moją Constance, która zrobiła coś takiego z Evelyn ^^. Mam tylko nadzieję, że dla Flynna nie skończy się ten wyjazd tak tragicznie, jak skończy się dla Niebieskiej, choć oczywiście liczę na jakieś mroczne sceny.
      Miałaś też dużo opisów, co mi się podobało. Bardzo miło się czytało ten rozdział. Ogólnie lubię Flynna i ogólnie twoje postacie. Kurczę, mam nadzieję, że doprowadzisz to do końca ;). Jestem bardzo ciekawa, no i nie lubię słomianego zapału ^^.

      Usuń
  2. Moim zdaniem jest bardzo fajnie, chociaż nie mogę się doczekać przygód Flynna w Hogwarcie.
    Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! czytam Twojego bloga od bardzo niedawna, ale jestem pod wrażeniem, że bawisz się w pisanie na blogerze już dwa lata! Ja zaczęłam miesiąc temu, ale już nie wyobrażam sobie rozstania. Czy tylko ja mam wrażenie, że w blogach oddajemy kawałek swojej duszy?
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Puchonka ;>

    Zapraszam do mnie (klik)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podchodziłam do tego rozdziału dwa razy mimo, że jest krótki. I nie dlatego, że jest zły tylko, że wszystko mi się już pomieszało. Czytam o Borysie w Smoczej Akademii, a mi się pomyliło, że Flynn był już w Anglii - w Hogwarcie :D Stwierdziłam, że coś mi nie pasuje i zaprzestałam czytania ;P Dopiero później powróciłam do 1 rozdziału i już wiem, że mój umysł płata mi figle.
    Podobał mi się ten rozdział - jak zwykle ;D Przez to zamieszanie i tak do końca nie zrozumiałam kim dokładnie jest Borys (oprócz nauczycielem), bo widać, że jakiś tam wpływ ma na matkę Flynna.
    A jego dziadka przedstawiłaś teraz chyba dużo lepiej. Bez nogi to od raz kojarzy się, że przeżył wiele z tymi smokami. Kocha je, ale tez jest odważny i wie czego chce w życiu.
    Tak zgadzam się, że rozdział był krótki, ale to dobrze akurat dla mnie, bo już w ogóle byłabym zdezorientowana ^^
    Czekam z niecierpliwością na jego przybycie do Hogwartu. Widzę, że teraz jest bardziej stanowczy i wie, co chce osiągnąć. Rodzi mu się w głowie jakiś plan (chyba związany z Syriuszem) i to mi się podoba. NA pewno wpadnie w kłopoty i tym bardzo przypomina Harry'ego ^^ Z którym chyba nie będzie miał za dobrych relacji, gdy ten się dowie o tym, że jego rodzice niby przez niego umarli. Czekam na ten moment ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba zostanę stałą czytelniczką Twojego bloga. Tematyka jest oryginalna i powiem szczerze, że tak jak nie lubię przenoszenia uczniów ze szkoły do szkoły, to u Ciebie jest to na tyle sensownie rozegrane, że nawet mi nie przeszkadza. Czyta się lekko, choć dostrzegłam kilka błędów w tych trzech rozdziałach.

    Podziwiam Cię, że chce Ci się pisać tą samą historię po raz trzeci.

    Pozwoliłam dodać sobie do linków ;)
    Pozdrawiam gorąco,
    summer-sky [hogwart-memories]

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystko fajnie, ale faktycznie było dość sporo błędów w tym rozdziale. Głównie tyczyły się one wielkich liter, ale jak widzę już je poprawiłaś, więc się zamykam.
    Borys zdobył moją sympatię i mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś o nim wspomnisz.
    Współczuję Flynnowi że zmienia szkołę, choć sama wielokrotnie to robiłam z różnych powodów, to jednak nigdy nie przywiązałam się do żadnego miejsca tak jak on. to musi być trudne, pewnie ma wrażanie, że cały świat przewrócił mu się do góry nogami.
    ciekawa jestem dlaczego Grace tak nagle podjęła taką decyzję i nie mogę się doczekać wyjaśnień.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to jestem. :) Rozdział przyjemny, chociaż powinnaś zatrudnić betę. Strasznie dużo tu niepotrzebnych przecinków, a czasem coś jest nie tak z logiką wypowiedzi i powtórzeniami, co psuje cały efekt, bo piszesz dobrze.
    Szkoda mi Flynna. Sama niedawno przeniosłam się do zupełnie obcego miasta i wiem, że to ciężkie. Tym bardziej, że ja na weekendy wracam do domu, a on zostaje w Hogwarcie na rok. Aaaaaale! W końcu to Hogwart i chociaż Flynn z pewnością kocha Smoczą Akademię tak mocno, jak Harry kochał swój zamek, musi pokochać i szkołę w Anglii. Jestem o tym przekonana, bo przecież wszyscy uczniowie, nawet Voldemort, przeżyli tam najlepsze lata swojego życia.
    Strasznie podoba mi się postać Borysa. Taki wielki, faktycznie przypominający niedźwiedzia typ z rozwichrzonymi włosami i nieokrzesanym temperamentem. Brzmi cudnie. <3 Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się pojawi, bo już zapałałam do niego sympatią.
    Jestem ciekawa, co też chce wykombinować Flynn. Na pewno ma to jakiś związek z Syriuszem i jego ucieczką, ale... O co dokładnie chodzi? I jak przyjmą chłopaka Anglicy, w końcu to Black, a wiadomo, że nikt nie przepada za dziećmi ludzi podejrzanych o pomoc Czarnemu Pana. Co prawda taki Malfoy radził sobie świetnie, ale on był bogaty, popularny i tak dalej, a Flynn będzie zupełnie nowy i do tego od początku skreślony przez niektórych. Jak już mówiłam - biedny chłopak. Ale ma silny charakter, musi go mieć, skoro kocha smoki, więc wierzę, że sobie poradzi.
    Ogólnie rozdział przyjemny, czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, co z nowym rozdziałem? Miał się pojawić 22...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję dodać nowy rozdział w ten weekend, a być może jeszcze dzisiaj, jak wyrobię się z poprawkami :)

      Usuń
  8. Jestem pozytywnie zaskoczona, że poza blogami tworzysz swoistą sagę rodziny Flynna. I tak, dawno mnie tutaj nie było, a dzisiaj właśnie nadrabiam sobie zaległości i postanowiłam wpaść. Bardzo się cieszę, że nie kombinujesz z tą wersją opowiadania, zachowujesz swój styl, wszystkie sceny są naturalne, a wątki humorystyczne na wysokim poziomie. Zresztą Flynn chyba jest niezmienny - mam wrażenie, iż jak go wypracowałaś, taki po prostu pozostanie na zawsze. I bardzo dobrze, wiesz? Uwielbiam tego bohatera. Mini smok od dziadka Edwarda to strzał w dziesiątkę, już widzę miny hogwartczyków na widok ognistego stworzenia. Ciekawe, czy sam Flynn odnajdzie się w brytyjskiej akademii magicznej i jak się rozwinie wątek Grace. Lecę czytać dalej ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Narrator trzecioosobowy wychodzi Ci co raz lepiej. Uwielbiam Flynna. Najbardziej spodobały mi się humorystyczne wątki. Dobrze jest odpocząć od opowiadań przepełnionych złem lub smutkiem. Smok jak prezent, naprawdę super pomysł. Mam nadzieje,że w Hogwarcie nie będzie aż tak źle i że Flynn się tam odnajdzie. Ciekawi mnie czy pojawi się wielka trójka. Fajnie by było jakbyś bardziej przybliżyła postać Grace.
    Życzę weny i pozdrawiam. :)
    [ okruszek - nieba ]

    OdpowiedzUsuń