jeśli dotarł do was przysiąg zew,
dajcie dzieciom pomścić ojca krew!
Aischylos - Oresteja: Ofiarnice
*
Azkaban, rok 1985, kilka dni po wydarzeniach z prologu
Szła wyprostowana, z dumnie uniesioną głową, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na aurorów, którzy wbijali jej ostre końcówki różdżek w plecy. Jej dawni towarzysze spoglądali na nią niechętnie, zamiast padać jej do stóp rzucali w jej stronę pełne wyrzutów spojrzenia, spluwali pod nogi. A ona?
Zachowywała się niczym królowa, która właśnie powracała z wygranej bitwy bez najmniejszego szwanku, obwieszona mnóstwem klejnotów i złotą koroną założoną na głowie, którą odebrała dawnemu przeciwnikowi w zażartym pojedynku.
Perfidne, tchórzliwe szczury, żaden z nich nie pozostał mu wierny, tylko ona nie poddawała się wymiarze sprawiedliwości, tak długo, jak było to możliwe.Wiedziała, że jeszcze zobaczy swojego mistrza, bo choć minęło już ponad pięć lat od jego upadku, ona czuła jak zło rośnie w siłę, czuła je w swoich żyłach, powietrzu i wodzie, wiedziała, że tylko czeka na odpowiedni moment, aby się ujawnić.
I nigdy nie straciła nadziei na wyjście z ukrycia, na porzucenie masek, które przyjęła jej rodzina, chcąc zachować dobre imię wśród czarodziejskiej społeczności. śmierciożerca na zawsze pozostanie śmierciożercą. W każdym z nich wciąż pozostała taka świadomość.
Tylko jeden mężczyzna zachował zimną krew. Choć w Azkabanie jedna cela przypadała zazwyczaj na kilku zbrodniarzy, jemu pozwolono "zamieszkać" samotnie, sądzili, że w ten sposób bardziej odpokutuje swoje winy.
Był bowiem, jednym z najbardziej niebezpiecznych i najlepiej strzeżonych więźniów, ponoć prawą ręką Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, gdyż podczas wojny dokonywał straszliwych zbrodni. Zabijał i zdradzał, działał na dwa fronty.
Kiedy kobieta wraz ze swoją świtą oraz patronusem, który odstraszał dementorów dotarła wreszcie do jego celi, zerwał się jak poparzony z brudnej i przepoconej pryczy. Plotki w Azkabanie rozchodziły się dosyć szybko i tak się składa, że doskonale wiedział, dlaczego ta kobieta się tutaj znalazła. Szczerze mówiąc, gdyby tylko mógł, rozerwałby ją na strzępy.
Nie panował nad sobą, napinał mięśnie, chcąc się uspokoić.
Nie powinien tu być.
Chciał być przy ludziach, którzy teraz najbardziej go potrzebowali. Jeden, jedyny raz udowodnić, że naprawdę mu na nich zależy, bo jak zwykle, wszystko za co się zabrał skończyło się katastrofą... Zacisnął mocno dłonie na grubych prętach, zupełnie tak, jakby chciał je wyrwać z zawiasów.
- Coś ty zrobiła? - zasyczał przez zaciśnięte zęby, a jego twarz zrobiła się blada jak ściana. Kobieta spojrzała na niego zadowolona.
- Ja tylko wypełniałam swoje rozkazy, kuzynie - odparła jak gdyby nigdy nic. - Ale to nic w porównaniu z tym, co zrobię, kiedy wreszcie uda mi się dorwać waszego syna... nie przewidziała tego, prawda? Kochana, wojownicza Grace, wygląda na to, że jej ofiara poszła na marne...
Jej bezczelny uśmiech doprowadzał go do szału.
- Ona już nigdy nie będzie taka sama... - dodała z satysfakcją. - Ulepszyłam ją i można by powiedzieć, że wyświadczyłam jej przysługę...
Mężczyzna poczuł, jak robi mu się niedobrze. Złapał się za głowę, chcąc pozbyć się napływających do głowy ponurych wspomnień. Doskonale wiedział, do czego ta wariatka była zdolna...
Wiedział, że nie pozostawił za sobą bezpiecznego świata. Tymczasem poza Azkabanem nadal znajdowali się ludzie, którzy podczas wojny pełnili czołówkę armii Voldemorta.
Wśród więźniów nie zauważył swojego brata, którego nie widział od momentu, gdy skończył siedemnaście lat, a może i tam był, tylko po prostu nie rozpoznał go wśród tylu zapadniętych, ogarniętych szaleństwem twarzy?
Nie znalazło się tutaj również miejsce dla Snape&Mulciber Company, których za czasów szkolnych posądzał o czynną służbę u Czarnego Pana.
Świat nadal był groźny i pełen popaprańców, a jeśli ktoś nie zdawał sobie z tego sprawy, to musiał być prawdziwym ślepcem.
Świat nadal był groźny i pełen popaprańców, a jeśli ktoś nie zdawał sobie z tego sprawy, to musiał być prawdziwym ślepcem.
- Dosyć tych pogaduszek - warknął jeden ze starszych aurorów. - idziemy...
Miał szczęście, że nie było mu dane, dzielić z tą kobietą jednej celi. Chyba przeceniliby jego możliwości, gdyby uważali że wytrzymałby z nią więcej niż kilka godzin, prędzej sam rzuciłby się z okna. Patrzył jak odchodzi, jak dementorzy robią jej przejście do najwyższego i najbardziej strzeżonego punktu w więzieniu.
Mężczyzna z całej siły zacisnął palce na metalowych prętach kraty. Wziął kilka, głębokich oddechów, a potem, z jego gardła, wydobył się głośny, pełen bólu i rozpaczy krzyk, który echem odbił się od ścian budynku...
*
Przez lata żyliśmy w ukryciu, w miejscu, o którym wiedziało niewielu i chociaż zło miało nas w zasięgu ręki... zawsze mieliśmy nadzieję, że działamy w imię dobra... Nie sądziliśmy, że to nas wyniszcza, nawet jeśli straciliśmy tak wiele, walcząc po jego stronie...
Moja rodzina stawia opór Voldemortowi od ponad pięciu dekad. Dzięki współpracy czterech narodów: Rosji, Stanów Zjednoczonych, Australii i Wielkiej Brytanii stworzyliśmy Smoczą Akademię, która jest najpiękniejszym dziełem rąk ludzkich.
Naszym zadaniem było chronić wszystkie smoki na świecie. W każdym bądź razie, takie miało być przekonanie Ministerstwo Magii. Rada Czterech zadecydowała jednak inaczej. Zaczęliśmy tworzyć własną armię przeciwko Voldemortowi. Nawet dziadek nie mógł tego powstrzymać. Jedno słowo przeciwko całemu światu nie miało zbyt wielkiego znaczenia...
Przeceniliśmy nasze możliwości. Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, że w naszym otoczeniu znajduje się pełno zdrajców... Voldemort szybko odkrył nasze położenie. Zniszczył to, co zdołaliśmy osiągnąć w tak krótkim czasie...
Niemal wszystkich ludzi wziął do niewoli, w tym mojego dziadka, Edwarda... i Voldemort dał im tylko dwa wyjścia: mieli albo się do niego przyłączyć albo zginąć w męczarniach. Dziadek wybrał to drugie, śmierć była mu o wiele bliższa aniżeli strata honoru. Gardził Voldemortem. Chciał zrobić coś, co mogłoby zaprzestać jego działaniom, gdyż Ministerstwo cały czas je ignorowało. Wiedział, że prędzej czy później czarnoksiężnik doprowadzi do wojny.
Od tamtego czasu minęło wiele lat. Więźniów Nurmegandu odbito, a Voldemort upadł. Dla czarodziejów rozpoczęła się Nowa Era.
Jednak mieszkańcy Smoczej Akademii nadal mają przed oczami obraz minionych wydarzeń. Jesteśmy ludźmi pamiętliwymi, nieco szalonymi i nieustraszonymi... to ojczyzna dla kanciarzy oraz poszukiwaczy przygód.
Nadal mamy swoich wrogów, a wojna się jeszcze dla nas nie zakończyła...
Ale moja rodzina ma również swoje powody aby nienawidzić Ministerstwa...
Nazywam się Flynn Black.
I jestem synem zdrajcy.
Rumunia,Transylwania, sierpień, rok 1993
Tego wieczoru, biblioteka Smoczej Akademii pogrążona była w egipskich ciemnościach, a o tej porze na korytarzach trudno było znaleźć jeszcze żywą duszę. Jednakże, owe przypuszczenia nie mogły dotyczyć pewnej osoby, która w tym momencie, ostrożnie uchyliła prowadzące do pomieszczenia drzwi.
Postać uważnie rozglądnęła się dookoła siebie. Kiedy zdała już sobie sprawę, że jest całkiem sama, zdjęła kaptur czarnej, sportowej bluzy. Nie ulegało wątpliwości, iż jest to chłopak.
Ręka Flynna Blacka natychmiast powędrowała do rozczochranej, czekoladowej czupryny, która i tak sprawiała wrażenie, jakby nastolatek dopiero co zszedł z czarodziejskiej miotły. Chłopiec beztrosko ruszył w stronę jednego z licznych, okrągłych stolików.
W pomieszczeniu było duszno i parno, głównie z racji tego że na dworze panował jeden z najcieplejszych miesięcy roku. Flynn zdążył się przyzwyczaić już do takiej pogody, ale nie ulegało wątpliwości, iż brak deszczu należał do nielicznych minusów mieszkania w dzikiej Transylwanii.
Flynn otworzył piękne, witrażowe okno na oścież, po czym położył świecę na lśniącym blacie z tekowego drewna. Wyciągnął z kieszeni bluzy złożony na cztery części zwitek pergaminu i przeczytał szeptem jego treść. Jęknął cicho.
Szczerze nienawidził biblioteki, a w czasie roku szkolnego unikał jej jak ognia. Nawet gdy było to konieczne. Nigdy nie musiał się jakoś specjalnie przygotowywać do egzaminów, gdyż nauka przychodziła mu do głowy zaskakująco łatwo i szybko. Nie spędzał nad książkami całego dnia, ponieważ uważał to za stratę czasu, choć był chłopcem nadzwyczaj ciekawskim i interesowało go poznawanie nowych rzeczy.
Posiadał naprawdę poważny powód, żeby trafić tutaj z własnej woli i marzył tylko o tym, aby jak najszybciej się stąd wydostać.
Szybko podszedł do jednego z imponujących wysokością regałów, nie zwracając uwagi na irytujące komentarze Teagana Amargeina, słynnego Łowcy Smoków za czasów Średniowecza, że jakoby chłopiec przeszkadza mu w wytropieniu Rogogona Węgierskiego.
Flynn śmiał się w duchu, że rycerz wcale nie wie o tym, iż w jego obrazie nie ma żadnego smoka. Pamiętał, że kiedy był w pierwszej klasie, jakiś szóstoklasista, chcąc aby mężczyzna wreszcie się od niego odczepił, powiedział, że w szkole znajduje się urocza dama w opresji, która tylko czeka na jego ratunek.
Od tamtej pory, Teagan przemierzał wszystkie obrazy w Smoczej Akademii w poszukiwaniu swojej ukochanej.
Flynn co chwila zerkał na dwukierunkowe lusterko, które kiedyś udało mu się zakupić na Pokątnej, modląc się jedynie, aby nie zobaczyć w niej twarzy swojego najlepszego przyjaciela, który oczywiście często robił sobie z niego żarty, narzekając z nudów, jak bardzo denerwuje go obecność gadatliwej zbroi, w której najwidoczniej ukrył się jeden z licznych Poltegreisów, duchów-psotników, które nieproszone pojawiły się na terenie placówki i postanowiły w niej zamieszkać.
Flynn wcale im się nie dziwił, gdyby miał możliwość, zamieszkania w swoim jedynym domu po śmierci, zrobiłby to z ochotą. Nie chciałby się rozstawać z miejscem, w którym spędził całe swoje życie. Tak. Odkąd pamiętał Smocza Akademia szczyciła się mianem jego domu.
To właśnie tutaj przybył ze swoją matką, kiedy był jeszcze małym berbeciem w pieluchach. Podczas wojny wysłał ich tu ojciec chłopaka - Syriusz, który sam został na polu walki, nie chcąc narażać swojej rodziny na niebezpieczeństwo.
Ciekawe z czyjej strony!
Dwanaście lat wcześniej polował na nich Voldemort oraz jego wierna kompanka, Bellatrix Lestrange, nie minęła dekada, a już zdążyli zyskać nowych wrogów.
Jego ojciec nie przewidział, że święte Ministerstwo Magii, które odpowiadało za ład i porządek w czarodziejskim świecie, po jego słynnej ucieczce z Azkabanu zacznie ich obserwować jeszcze bardziej niż wcześniej.
Przyszłość Smoczej Akademii od dawna wisiała na włosku, początkowo najpiękniejsze dzieło rąk ludzkich, gdyż żaden czarodziej, a nawet mugol nie mógł się nacieszyć równie imponującą siedzibą, teraz popadało w ruinę.
Wariaci szeptano.
I w sumie mieli rację.
Jedna mała rodzinka wariatów, która sprawiała im tyle kłopotów, a której Flynn nie wymieniłby na żadną inną.
Matka Flynna, Grace. Kobieta o wielkim sercu, która poświęciła dla niego tak wiele, całą swoją młodość i życie, robiła wszystko co w jej mocy, aby udowodnić niewinność ukochanego i przywrócić dobre imię rodziny.
Jego dziadek, Edward Dawson, dyrektor Smoczej Akademii, mimo swojego wieku nadal pozostawał nieustraszonym marzycielem, który nie potrafił zamknąć za sobą bramy do krainy swoich dziecięcych marzeń i pragnień.
Wyjątkiem pozostawała babka chłopca, Cat, która za swoich czasów była kapitanem jedynej, żeńskiej drużyny Quidditcha Harpii z Holyhead oraz pierwszą szukającą, która zdążyła złapać złotego znicza w trakcie trwania zaledwie pięciu minut meczu.
Mężczyzna, po którym Flynn odziedziczył nazwisko, wygląd i charakter powinien znajdować się teraz w Azkabanie, lecz uciekł, a jego niezwykły wyczyn obiegł cały świat magii. W rzeczywistości wcale nie był zdrajcą i nie zasługiwał na los, który go spotkał. Flynn nigdy nie widział w swoim ojcu bohatera z kreskówek, niewyobrażalny żal towarzyszył mu zawsze kiedy o nim myślał, lecz mimo wszystko nadal bardzo go kochał i pragnął się z nim zobaczyć.
Doskonale wiedział co wydarzyło się dwanaście lat temu w Dolinie Godryka, gdyż matka nigdy tego przed nim nie ukrywała. Czasami nawet żałował, że kobieta nie posiada w sobie więcej delikatności oraz empatii.
Dopóki nie skończył ośmiu lat, nieustannie zadawał sobie pytania, na które nie był w stanie uzyskać odpowiedzi.
Dlaczego właśnie on? Dlaczego jest skazany na wieczną samotność oraz odrzucenie? Choć dorastał w atmosferze pełnej miłości i zrozumienia dla jego dziecięcych figli i psot, było mu po prostu szkoda, że rodzice nie poświęcają mu tak dużo czasu jak rodzice innych dzieci, które znał. Przecież, jego ojciec miał być aurorem, który zginął w potyczce ze śmierciożercami.
Podczas nauki w Smoczej Akademii, było mu dane poznać wielu wspaniałych ludzi. Tutaj, nie zwracano uwagi na jego pochodzenie. Liczyły się jego umiejętności, to, co sam z siebie może dawać światu.
Dziadek niejednokrotnie mu powtarzał, że jest Dawsonem, może nie z nazwiska, ale z krwi na pewno. I nie powinien pozwalać pluć sobie w brodę.
A teraz wszystkie jego starania miały pójść na marne, równie dobrze, mógłby zakopać je osiem stóp pod ziemią. Matce nagle zachciało się, aby chłopiec spełnił oczekiwania swojej rodziny.
Flynn przypuszczał, że w najgorszym wypadku, prawdopodobnie babka Walburga przed śmiercią mogła rzucić na nią jakiś zły urok, przez co gadała niemal tak samo jak ona.
Jakoś do tej pory, nie przeszkadzało jej, że podczas roku szkolnego jej jedyny syn opiekuje się smokami zamiast poznawać tajniki pradawnej magii.
Już na samym początku wiedział, że przegrał tę bitwę, choć miał lichą nadzieję, że matka zmieni swoją decyzję równie szybko jak ją podjęła.
Nawet Gary, jego najlepszy przyjaciel, który (gdy tylko Fl;ynn wyjaśnił mu całą sprawę z ojcem, co nie okazało się dla niego zaskoczeniem, bo podobno o Syriuszu Blacku mówili w nawet mugolskich wiadomościach, a Gary był święcie przekonany, że zbieg z Azkabanu ukrywa się obecnie na Karaibach), postanowił wcielić się w postać prawnika, lecz nawet najlepszy obrońca na świecie, nie wygrałby z upartym charakterem matki chłopca. Jeśli chodzi o aktualne podejście Flynna do rodzicielki, to dla niego, kobieta przeszła na ciemną stronę mocy i nie było już dla niej ratunku.
Mimo wszystko, Flynn był naprawdę wdzięczny swojemu ojcu, że wpadł na genialny pomysł, wysłania go do Smoczej Akademii, zamiast do jakiejś dziury w Londynie. Tylko i wyłącznie dla niego zgodził się na to całe zamieszanie.
Będzie prawdopodobnie jedyną osobą w Hogwarcie, która nie widzi w nim prawej ręki samego Voldemorta. Wiedział, że Syriusz Black nie uciekł z Azkabanu targany rządzą mordu, chodziło mu raczej o zemstę, niewątpliwie przyda mu się pomoc z wewnątrz, w najbliższych miesiącach pragnął nawiązać z nim kontakt.
Głównie z tego powodu, dzisiejszej nocy znalazł się w szkolnej bibliotece. Miejscu, które na wakacyjny okres zostało zapomniane przez Merlina i Morganę.
- Accio Prorok Codzienny! - machnął różdżką, kiedy wreszcie udało mu się znaleźć poszczególny dział. Z uśmiechem wymalowanym na ustach patrzył jak potrzebne mu materiały, nietknięte unoszą się w powietrzu. Trzymając uniesioną wysoko różdżkę, Flynn dyrygował nimi, wybierając egzemplarze z datą poniżej 90' rocznika, a następnie, kiedy już znalazł to, czego szukał, odesłał je z powrotem na swoje miejsce. Kiedy tylko mógł, szastał zaklęciami raz po raz, aby ułatwić sobie życie.
Matka nigdy nie popierała jego beztroskiego podejścia do magii. Pewnie gdyby tu była, powiedziałaby mu, że byłby bardziej zadowolony ze swojej pracy, gdyby wykorzystał do tego swoje własne umiejętności, lecz wówczas niewątpliwie straciłby na czasie, na którym przecież tak bardzo mu zależało.
Matka nigdy nie popierała jego beztroskiego podejścia do magii. Pewnie gdyby tu była, powiedziałaby mu, że byłby bardziej zadowolony ze swojej pracy, gdyby wykorzystał do tego swoje własne umiejętności, lecz wówczas niewątpliwie straciłby na czasie, na którym przecież tak bardzo mu zależało.
Głównie z tego powodu, Flynn wolał działać sam.
Flynn chwycił swój wyjątkowy egzemplarz pod pachę, po czym wrócił do swojego stolika. Wyszeptał zaklęcie, które przywróciło powoli dogasającą świecę do jej dawnego stanu, podparł łokieć pod brodę i zaczął czytać wydrukowany wielkimi literami nagłówek.
PRZYSZŁOŚĆ ŚWIATA CZARODZIEJÓW STOI PO ZNAKIEM ZAPYTANIA
Dokładnie dzisiaj, 31 Października, przypada piąta rocznica upadku Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, a także bohaterskiego czynu Potterów, który ostatecznie pozbawił wielkiego czarnoksiężnika mocy. Tłumy przyjeżdżają do Doliny Godryka, chcąc złożyć kwiaty pod grobem Lily i Jamesa, a także, aby zobaczyć odsłonięcie pamiętnego pomnika, którego stworzenie kosztowało wiele ciężkiej pracy oraz energii, mugolskiego rzeźbiarza, Quintina Sullivana. Na tę uroczystość, zapowiedziano mnóstwo atrakcji, między innymi, mszę ku pamięci Potterów w kościele św. Tomasza. Wydarzenie to, choć bardzo smutne, przynosi nam wiele radości, zwłaszcza, iż powodów do niej mamym jeszcze więcej.
Jak donosi Biuro Aurorów, wreszcie udało im się złapać Bellatrix Lestrange - ostatnią, według świadków osobę, która obciążona jest wszelkimi możliwymi dowodami o służbę u Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Bellatrix uciekała Aurorom, od ponad dwóch lat, kiedy udało się doprowadzić dwójkę ich kolegów po fachu - Franka i Alicję Longbottomów do utraty zmysłów.
Niemal wszyscy czarodzieje, którzy brali czynny udział w walce z Sam-Wiesz-Kim, między innymi członkowie Zakonu Feniksa, nadal bali się wychodzić po zmroku, w obawie, że Bellatrix czycha na nich w ogrodzie, gotowa wypełnić zemstę swojego pana. Ale dziś dawna śmierciożerczyni siedzi w Azkabanie, odebrano jej różdżkę i praktycznie nie ma już żadnych szans na ucieczkę.
Jednak zarówno nasza redakcja, jak i samo Biuro Aurorów, uznaliśmy że najwyższa pora, aby państwo dowiedzieli się, do czego zdolna była ta okrutna kobieta.
- Ruszyliśmy natychmiast, kiedy tylko dostaliśmy wezwanie od jednego z naszych, że dom Blacków stoi w ogniu - zaczyna Kingsley Schaclebolt, lecz niemal natychmiast przerywa mu jego stary szef.
- Oczywiście, doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż może być to kolejna zasadzka, ale po tylu latach zabawy w kotka i myszkę, dobrze znaliśmy zasady gry - dodaje mściwym tonem Alastor Moody, ceniony Łowca Czarnoksiężników, ponoć jeden z najlepszych w swojej branży, który oznajmił, że w tym roku odchodzi na emeryturę. - Te bestie nigdy nie zacierały po sobie śladów, zupełnie jakby chcieli, aby ich złapano - marszczy brwi, po czym oddala się kuśtykając, zabierając z Biura ostatnie rzeczy. Teraz, jego miejsce zastąpi prawdopodobnie Rufus Scrimgeour - niegdysiejszy zastępca Moody'ego.
O uroczej Grace Dawson było bardzo głośno (nie tylko w czarodziejskich, ale także mugolskich czasopismach) parę lat wcześniej, młoda pisarka, której książki kilka godzin po publikacji sprzedawały się w księgarniach niczym świeże bułeczki i z dnia na dzień stawały się bestsellerami. Urzekała nas swoim zadziwiająco lekkim stylem pisania oraz wyobraźnią. Po raz pierwszy w historii spotkaliśmy się z książką, w której (w dość niecodziennej epoce) zetknęły się dwa różne światy. Doszły do nas pewne informację, że jakoby Pani Dawson gdy ukończyła szkołę (a może i nawet w jej trakcie), związała się z Syriuszem Blackiem.
- Byli bardzo ładną parą - wspomina Bathilda Bagshot, sąsiadka narzeczeństwa. - Często zapraszałam ich do siebie na podwieczorek, Grace, mimo swojego wieku nadal zwykła siadać przed kominkiem i pomagać mi w pisaniu książek, znałam ją od dzieciństwa i w życiu nie pomyślałabym, że Syriusz może tak skończyć. Oczywiście, niektórzy nie dawali im spokoju - śmieje się. - Syriusz i Grace byli bardzo ekscentrycznymi ludźmi, podczas gdy większość młodzieży w miasteczku (nawet ich najlepszy przyjaciel - James Potter) zachowywała się w miarę normalnie. Ale mam nadzieję, że chodziło tutaj tylko o zwyczajną zazdrość. W naszych czasach, nie było mowy o życiu w pojedynkę, natomiast Syriusz i Grace doskonale dawali sobie radę.
- Kiedy na świat przyszedł ich syn, Flynn, byli nim wprost oczarowani. Ach, Jodie, nawet nie wiesz, jak bardzo Syriusz był zakochany w samej myśli, że zostanie ojcem! Byłam przekonana, że gdy już się urodzi, nie będzie mu w stanie niczego odmówić, nawet rozstania, w trosce o jego własne bezpieczeństwo.
Bathilda mówi o całym zamieszaniu tak, jakby Ci ludzie nadal byli jej sąsiadami, jakby nadal mieli po siedemnaście lat, jakby cała sprawa z aresztowaniem Syriusza Blacka nie miała jeszcze miejsca.
- Grace naprawdę bardzo to przeżyła, kiedy mnie odwiedzała, wiedziałam, że nie mam już do czynienia z tą samą osobą co dawniej, że jest bardziej lekkomyślna i łatwowierna, gdybyś ją zobaczyła, Jodie... trudno było nie spostrzec, że marzyła o śmierci... Ich dom, choć po tych okropnych wydarzeniach zamieszkała w nim rodzina mugoli nadal był chroniony wszelkimi możliwymi zaklęciami i my, czarodzieje, wiedzieliśmy o tym doskonale...
Niewątpliwie, Bellatrix Lestrange jest kobietą, której nie należy lekceważyć. Poza tym, jak twierdzi jej wychowawca z Hogwartu, Profesor Horacy Slughorn, była bardzo zdolną czarownicą i musiała znaleźć jakiś sposób, aby zwabić do siebie Grace.
- Dom jest w opłakanym stanie - wyjaśnia lekko załamanym głosem Hestia Jones. - Wszystko zostało doszczętnie spalone, nawet nie wyobrażam sobie, przez jak wielkie ta biedna dziewczyna musiała przechodzić tortury.
Obecnie, Pani Dawson przebywa w szpitalu i pod czujnym okiem uzdrowicieli powoli dochodzi do zdrowia. Niemniej jednak, ojciec dziewczyny - Edward Dawson, stanowczo zabronił córce jakiegokolwiek kontaktu ze światem mediów. Lecz nasza korespondentka Penelopa Skeeter, redaktorka naczelna "Czarownicy" uważa, że udało jej się znaleźć sposób, aby dotrzeć do małej pisareczki.
Czy naprawdę po raz pierwszy od dobrych kilku dekad, można rozsiąść się wygodnie w fotelu przed kominkiem, nie zawracając sobie głowy, czy bliskim grozi jakieś niebezpieczeństwo ze strony ciemności? I chyba każdy przyzna mi w tym momencie rację. Mamy tylko dwa wyjścia albo nadal żyć w świecie pełnym konfliktów i waśni czy może razem zbudować nową, lepszą przyszłość, którą później oddamy w ręce naszych dzieci i wnuków.
Wasza,
Jodelle McCallister
Flynn zagryzł nerwowo dolną wargę, czując jak pojedyncza iskra wznieca ogień w jego sercu, zastępując niewyobrażalną dotąd pustkę.
Niewiele pamiętał z tamtego okresu, dziadek już o to zadbał.
Nie spodziewał się, że wspomnienie z przeszłości, może wpłynąć na niego w taki sposób.
Kilkakrotnie zamrugał powiekami. Zmarszczył czoło. Jego oczy nie były już takie suche jak wcześniej, zobaczył swoje odbicie w szklanej szybie, w której odbijało się księżycowe światło.
Nie wyglądał najlepiej, policzki miał zapuchnięte oraz zaczerwienione, a ręce trzęsły mu się niemiłosiernie, jakby właśnie wyjął je z lodowatej wody.
Zazwyczaj, to on był tym, który pocieszał. Pomagał i wspierał. Potrafił wysłuchać, dzięki czemu ludzie niejednokrotnie wypłakiwali się na jego ramieniu. Ale osobiście nie życzył sobie, aby ktoś się nad nim użalał. Wolał cierpieć w samotności. Zawsze sam radził sobie ze swoimi problemami i nigdy nikogo nimi nie zadręczał. Jakoś udało mu się przeżyć.
Potrzebował towarzystwa innych osób, wciąż narzekających na swój obecny los, w ten sposób, uświadamiali mu, że nic nie jest jeszcze stracone, że niektórzy przeżywają gorsze rzeczy, a marzenia to wszystko, co nam pozostało.
Wystarczyło tylko wierzyć.
Chłopak przełknął głośno ślinę, po czym drżącymi palcami znów zaczął wertować poszczególne strony Proroka Codziennego. Nie znalazł jednak tam nic ciekawego, jedynie kilka informacji o tym, że jakaś międzynarodowa gwiazda Quidditcha postanowiła niespodziewanie przejść na zasłużoną emeryturę.
Może innym razem pomyślał, głośno ziewając, czuł że robi się już późno, a Gary nie należał do osób specjalnie cierpliwych. Włożył zwinięty w rulonik egzemplarz do kieszeni swoich ulubionych dżinsów i szybko opuścił bibliotekę.
Flynn bardzo lubił przechadzać się po korytarzach Smoczej Akademii, na których znajdowało się wiele ciekawych rzeczy do obejrzenia, takich jak chociażby portrety potężnych czarodziejów, które zawsze budziły w nim podziw i zachwyt. W czasie trwania roku szkolnego, niemal codziennie organizował sobie tego rodzaju wypady, jednak w wakacje bardzo trudno było się tutaj dostać.
Mianem jego ulubionego obiektu zainteresowań, nadal cieszył się Puchar Trójmagiczny, który lśnił w szklanej gablocie, tuż przed wejściem do Stołówki. Był dumą Smoczej Akademii. Pamiątką po Turnieju Trójmagicznym, zorganizowanym ponad trzy lata temu przez Beauxbatons, Durmstrang i Smoczą Akademię. Wygrała oczywiście, ostatnia z wyżej wymienionych szkół i na szczęście, tym razem, obyło się bez ofiar śmiertelnych. To właśnie dzięki temu zwycięstwu, Smocza Akademia, choć nie istniała na świecie od tylu wieków, cieszyła się ogromnym uznaniem wśród czarodziejskiej społeczności.
Wysyłano tam głównie chłopców Czystej Krwi, choć zdarzały się również wyjątki i od czasu do czasu, dostał się do niej jakiś mugolak. Edward Dawson nie przejmował się takimi ograniczeniami i szczerze brzydził się podglądami niektórych czarodziejów. Twierdził, że magia jest obecna w każdym człowieku, tylko trzeba ją rozwijać i dać jej szansę.
Nagle usłyszał donośny trzask. Obejrzał się za siebie, a to, co zobaczył, dosłownie odebrało mu mowę.
- Czyś ty na głowę upadł, Black?! - syknął zdenerwowany Gary Wilde. Flynn nie miał pojęcia jak to się stało, ale był w srebrną zbroję. Po minie przyjaciela, stwierdził, że wcale nie jest tym przebraniem zachwycony. - Ja rozumiem, że rodzice nie nauczyli Cię matematyki, ale żeby nie zauważyć różnicy między godziną, a dwiema, to już lekka przesada, nie sądzisz?
Flynn ryknął śmiechem, a kiedy już zaczął się śmiać, to nie mógł przestać. Gary spoglądał na niego morderczym wzrokiem. Ogarnął się, dopiero gdy dotarł do niego sens słów Amerykanina. Spojrzał na swój zegarek. Srebrny, ze Smoczymi łapami krążącymi wokoło zamiast wskazówek. Przez chwilę pomyślał, że ktoś dla żartu mu je przestawił.
- Cholera - mruknął. - Faktycznie. Wybacz, stary. Trochę się zasiedziałem.
Gary nie wyglądał na skorego do przeprosin. Jego mina świadczyła tylko o jednym.
- Kto cię tak załatwił? - zapytał z ciekawością Flynn, pomagając Wilde'owi wydostać się z zardzewiałej zbroi.
- Wredny Willy - odparł zdegustowany. - Wiesz, że zamykanie uczniów w starych zbrojach, to jego ulubiona rozrywka.
Flynn całkowicie go rozumiał, kiedyś cudem uniknął uwięzienia go w jednej z komórek na miotły przez owego ducha, i to tylko dlatego, iż w porę udało mu się czmychnąć do jakiejś nieznanej mu klasy transmutacji. Odkrył wówczas nowe, sekretne wyjście z góry, ukryte za posągiem Jednookiego Centaura, z którego później bardzo często korzystał.
Po uwolnieniu Gary'ego nie spotkały ich żadne inne niespodzianki. Musieli zachować większą ostrożność dopiero przy głównym wejściu. Flynn przyłożył palec do ust, słysząc czyjeś kroki, a kiedy ucichły, otworzył ostrożnie drzwi. Wreszcie mógł ujrzeć Smoczą Akademię w całej okazałości. Nikt nie wiedział, że w paśmie gór Transylwanii bije serce magicznej Rumunii. Jej bogato zdobione ściany ozdabiały tysiące świeczników. Ruszające się schody łączyły poszczególne piętra.
Czarodziejscy kowale drążyli korytarze daleko, daleko w głąb ziemi, wydobywając stamtąd olbrzymie ilości srebra, złota oraz innych drogocennych klejnotów, którymi następnie okładali posadzki, czarując je tak, aby mieniły się różnymi kolorami tęczy, za każdym razem kiedy stanie na nich ludzka stopa. Natomiast całą konstrukcję wspierały ogromne filary przypominające na pierwszy rzut oka konary majestatycznych drzew.
Flynn schylił lekko głowę, aby nie zderzyć się z dwójką, maleńkich smoków, które dopiero co uczyły się latać i pluły w siebie nawzajem strzępkami ognia.
Mimo tak później godziny, Smocza Akademia nadal tętniła życiem i kręciło się tutaj wielu ludzi.
Gary był jednak bardzo naburmuszony. Przybył tutaj głównie ze względu na Flynna, którego, w innym wypadku, nie miałby okazji zobaczyć przed rozpoczęciem roku szkolnego, mimo iż młody Black wiedział, że chłopak nie przepadał za tym miejscem. O wiele bardziej wolałby znaleźć się w swoim ukochanym, rodzinnym Chicago. Był pierwszym czarodziejem w swojej rodzinie od ponad dwóch pokoleń i wcale nie spieszyło mu się do nauczania magii.
Grał w Baseball, czytał komiksy oraz ubierał się jak najprawdziwszy mugol, ale sam stwierdził, że w stu procentach woli Smoczą Akademię od staroświeckiego Hogwartu, poza tym, chyba każdy wiedział, że Brytyjscy oraz Amerykańscy czarodzieje nie darzyli siebie szczególną sympatią.
Flynn również miał uraz do wszelkiego rodzaju tradycji.
Być może, nawet większy od Gary'ego.
Wspólne podglądy niewątpliwie ich do siebie zbliżyły.
Być może, nawet większy od Gary'ego.
Wspólne podglądy niewątpliwie ich do siebie zbliżyły.
Był potomkiem jednego z największych rodów w Wielkiej Brytanii.
Nawet jego imię mówiło samo za siebie.
Flynn Alphard Black.
Chłopak drżał na samą myśl, po kim właściwie je odziedziczył.
- Nienawidzę tego miejsca - jęknął w końcu Wilde.
- Uwielbiam to miejsce - odparł urzeczony Flynn, szczerze żałując, że wkrótce przyjdzie je mu opuścić.
*
Wygląda na to, że ja i trzecioosobówka powoli zaczynamy się ze sobą dogadywać, gdyż szczerze powiedziawszy, nie mamy innego wyboru. To mój pierwszy taki eksperyment, a sam rozdział pisało mi się bardzo dobrze, choć totalnie nie wiedziałam od czego mam zacząć.
Zresztą, nigdy nie specjalistką w wymyślaniu pierwszych notek, lecz mam nadzieje, że następne trzy rozdziały, które opisują żywot Flynna poza Hogwartem, będą jeszcze ciekawsze.
Chcieliście to macie.
W tej wersji nie zamierzam się ograniczać jeżeli chodzi o kwestię kanonu.
Rozdział niesprawdzany. Nie mam już siły, błędy poprawię najprawdopodobniej jutro, a w najbliższym czasie będę musiała zacząć się poważnie rozglądać za jakąś betą.
Czekam na wasze opinie. Myślę, że już wkrótce polubicie tego nieznośnego włóczęgę niemal tak samo jak ja!
Poza tym, podoba mi się ten cytat. Bardzo, bardzo <3 Cieszę się, że książki Rowling znów mogą być moją inspiracją ^^
Poza tym, podoba mi się ten cytat. Bardzo, bardzo <3 Cieszę się, że książki Rowling znów mogą być moją inspiracją ^^
Cieszę się, że ten rozdział jest długo, bo ja lubię się wczytać w opowiadanie i całkowicie w nim pozostać. Gdy dobrnęłam u ciebie do końca, żałowałam, że to już koniec. Chciałabym bardziej wgłębić się w mury Smoczej Akademii, gdyż pierwszy raz mam przyjemność o niej czytać. Czyli że Flynn miał 11 lat podczas wydarzeń w tym rozdziale? Bo nie za bardzo rozumiem ;)
OdpowiedzUsuńJak ja kocham Logana Lermana! Naprawdę to świetny gościu, choć czytając rozdział, na miejscu Flynna widziałam Bena Barnesa. Nie śmiej się - nie moja wina. xd
Swoją drogą bardzo ciekawy pomysł na historię. Pierwszy raz spotykam się z historią, w której Syriusz miał żonę i dziecko, a właściwie syna. Teraz jeszcze bardziej żałuję, że trafił do Azkabanu. Cholerna Bellatrix. Nienawidzę jej z całego serca, chociaż jej postać jest całkiem intrygująca, ale co tam.
Flynna polubiłam od pierwszego akapitu, więc tego, że będę tu wpadać, możesz być pewna.
Mam też wrażenie, że twój styl znacznie poprawił się od prologu. Naprawdę. Teraz nie wyłapałam żadnych błędów, nie licząc literówek i uciętych końcówek. ;)
Pozdrawiam, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, Wellesie
ksiezycowa-przeszlosc
Ale ładny szablon z dużą ilością topaza ^^. Wgl, kiedyś próbowałam sobie zrobić coś z nagłówkiem na górze, jednak uparcie mi nie wychodzi :/. No ale tobie szablonowanie idzie coraz lepiej :).
OdpowiedzUsuńWgl, mam nadzieję, że tym razem nie wykażesz słomianego zapału i pociągniesz opowiadanie dłużej ^^. Która to już wersja? Czwarta, piąta? No, sporo tego było, ale zwykle nawet nie dochodziłaś do 10. rozdziału... No i narracja trzecioosobowa! Wreszcie! Zdecydowanie wolę taką od pierwszoosobówki. Lepiej się ją czyta i moim zdaniem jest ciekawsza. O tak, zmiana narracji zdecydowanie wyszła ci na dobre.
W każdym razie, zapowiada się ciekawie. Cieszę się, że postanowiłaś troszkę bardziej rozpisać smoczą akademię, choć nieco żałuję, że nie napisałaś czegoś więcej o Grace. Czyli jej nie ma w smoczej akademii razem z Flynnem? Hmm...
Wgl biedny Syriusz, taki był bezsilny i sfrustrowany, dobrze, że w końcu uda mu się uciec, bo to musiało być straszne miejsce.
I w końcu przeskok o kilka lat, do trzynastoletniego (?) Flynna, który siedzi sobie w smoczej akademii i zapewne próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o rodzicach, skoro tak ochoczo wertuje stare gazety. Aczkolwiek, fajnie ukazałaś to miejsce, lubię opowiadania o innych szkołach.
Uwielbiam Gary'ego. On jest z Ameryki <33333333333333333333333333. Jejciu, uwielbiam go, powiedz, że będzie go w tej wersji więcej. Jest świetny, i do tego promugolski... Tak, Flynnowi zdecydowanie przyda się taki kumpel. Swoją drogą, widzę, że u ciebie brytyjscy i amerykańscy czarodzieje także nie darzą się sympatią. Dla mnie to całkiem oczywiste. Gary troszkę, ale tylko troszkę przypomina mi Evelyn.
Mam wrażenie, że było więcej niż zwykle opisów. Cieszę się, bo wiesz, jak kocham opisy. Dzięki nim dało się wyczuć klimat tekstu i naprawdę fajnie się czytało. Jestem ciekawa ciągu dalszego, i nie zawieszaj już więcej, no :).
O nowy szablon czy wyprany w Perwollu ;p?
OdpowiedzUsuńWięc Flynn uczęszcza do Smoczej Akademii, gdzieś w Transylwanii. Mam nadzieję, że uda ci nas zabrać w świat ów smoczej szkoły i pokazać wiele wspaniałych miejsc. Jak to zrobiła Rowling, jeśli chodzi o Hogwart ;d.
Interesujący artykuł w Proroku. Tylko ciekawy, ile w nim prawdy?
A to nie dobry duszek z tego Willy'ego. Zamykać uczniów w zbroi. Irytek i jego atrament, to przy nim amator. Chociaż z drugiej strony. Łatwiej wyjść ze zbroi, niż oczyścić się tuszu heh.
To tak samo jak angielscy i amerykańcy mugole, czarodzieje też za sobą nie przepadają. Cóż życie :).
To ja czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
Więc jednak postawiłaś na narrację w trzeciej osobie. Nie powiem, aby było idealnie, ale zdecydowanie jesteś na dobrej drodze, choć lubiłam i perspektywę Flynna. Trzecia narracja jest o tyle dobra, że nie ma się ograniczeń co do świata przedstawionego i od strony każdego bohatera może on wyglądać inaczej. Czuję, że młodemu Blackowi będzie zagrażało niebezpieczeństwo ze strony Bellatrix... Podobnie jak Ginger, żałuję, że nie napisałaś czegoś więcej o Grace i tego, co się z nią obecnie dzieje - prolog był równie tajemniczy. Sam Flynn wydaje się bardziej dojrzalszy niż w poprzednich wersjach, choć wiem, że raczej nie zmieniałabyś diametralnie jego charakteru. Z obszerniejszą oceną poczekam jeszcze do następnego rozdziału, ale jestem nastawiona pozytywnie. Natomiast Smocza Akademia odrobinę straciła na swym uroku oraz baśniowości - może to kwestia nowej narracji? Poza tym w kilku szczegółach chyba zainspirowałaś się Hogwartem. Gary może być ciekawą postacią, ta sprawa ze zbroją całkiem mnie rozśmieszyła ;) Osobiście nie chciałabym być zamknięta w tym żelastwie. Najlepszą częścią z rozdziału był ten artykuł z gazety, na samą myśl o ekscentrycznym Syriuszu i Grace zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie mogę się doczekać rozdziału drugiego. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;*
OdpowiedzUsuńNie lubię komentować opowiadań, które liczą sobie tak niewiele rozdziałów, bo ani nie jest w nie wciągnięta, ani nie do końca mogę je ocenić. Ale stwierdziłam, że skoro już tu wpadłam i przeczytałam, to powiem coś od siebie. :)Bój się.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że przeszłaś do narracji trzecioosobowej. Pierwszoosobowej nigdy nie lubiłam i ciężej mi się w niej czyta, a trzecioosobowa jest lżejsza, można bardziej się wczuć i nie ogranicza się do jednego bohatera. Ale do rzeczy.
Ciekawy pomysł na opowiadanie. Smocza Akademia to coś nowego, podoba mi się zwłaszcza nazwa. I ten duszek, którego już uwielbiam. Naprawdę, tak, jak w sadze HP wielbiłam Irytka, tak ten natychmiast zyskał moją sympatię. Choć ludzie widać nie mają z nim lekko. Mam nadzieję, że niedługo dowiem się czegoś więcej o tej szkole, do której uczęszcza główny bohater.
A propo niego - to też coś niezwykłego. Czytałam już wiele historii, w których Łapa miał dziecko (zazwyczaj idealną po każdym względem córkę), ale jeszcze nie spotkałam się z wersją, w której przed zesłaniem do Azkabanu miał prawdziwą rodzinę. Ale nie dziwię się, że Flynn tak uważnie czytał tę gazetę.
Bellatrix... Ugh. Nie lubię jej i podczas czytania o niej aż się zdenerwowałam. Naprawdę, okropna postać.
Ogólnie rozdział całkiem zgrabnie napisany, mignęło mi parę powtórzeń czy literówek, ale ogólnie jest ok. :) Z pewnością wpadnę na kolejny i chyba mogę uznać się za czytelniczkę Zapomnianego Pokolenia.
Pozdrawiam serdecznie i życzę maaaaasy weny. :*
[troubled-spirits.blogspot.com]
rozdział mi się spodobał. szczególnie, że pokazałaś nam obraz Smoczej AKademii. Choć nie powiem, czuję lekki niedosyt i mam nadzieję, że będzie o niej więcej. Oczywiste, że nie da się napisać wszystkiego w pierwszym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńFlynn to fajny chłopak. współczuję mu tej całej sprawy z Syriuszem, na pewno wolałby wychowywać się z ojcem (a kto by nie wolał... piszę bzdury.)
Gary wydaje się być ciekawą postacią, choć mam wrażenie, że nadal czegoś mu brakuje.
A co do narracji. Też długo upierałam sie przy pamiętnikarskiej, a jak przeszłam na trzecioosobową, to wydawało mi się, że wszystko jest jakieś sztuczne. Prawda jest taka, że w trzecioosobowej trzeba się bardziej natrudzić, aby nie okazało się, że wszyscy bohaterowie sa tacy sami.
Pozdrawiam i przepraszam za tak beznadziejny komentarz, ale cały dzień piszę dziewiętnastą notkę na Pokaż Twarz i literki wychodzą mi uszami...
Podoba mi się ta oryginalność. Jest inna szkoła, jest magia. Dotychczas nie spotkałam się z czymś takim i za to masz ode mnie wielkiego plusa.
OdpowiedzUsuńCo do postaci... Flynn wydaje się być fajny xD Nie wiem czemu, ale trochę przypomina mi Pottera...
Podobała mi się notka z Proroka. Nie spotkałam się jeszcze z użyciem gazety w opowiadaniu. Jednak Ty się z tym świetnie uporałaś - jak prawdziwy dziennikarz :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Dodaję Cię do listy "czytanych" wiec raczej go nie przegapię :P
Pozdrawiam i życzę weny.
Puchonka ;>
Podoba mi się to, że wstawiłaś trzyosobową narrację. Wyjaśniasz przy tym wiele kwestii i masz większe pole do manewru. Zastanawiałam się nad poprawianiem rozdziałów i skupić się na pierwszosobówce Hilary, ale widzę, że u mnie korzystnie to by nie wypadło. Za dużo rzeczy zostało by nie wyjaśnionych. Ale ewidentnie powinna poprawić rozdziały, ale ciężko będzie nie pisząc ich od nowa.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to oczywiście mi się podobał, jak zwykle ;) Jest Syriusz i Flynn. Bardzo podobało mi się ta scena w Azkabanie. Pokazałaś, że Syriuszowi bardzo zależy na rodzinie, jak troszeczkę zdziczał przez to więzienie, a Bella jest taka jak być powinna! Dumna, zła, szalona i pewna siebie. Mimo tego, co ją spotkało czuła, że zło się odradza. Szalona ona :DD
Trochę zmieniłaś koncepcję o przyśpieszyłaś i może to dobrze? Flynn już wie, że ma wyjechać do Hogwartu, pokazałaś jego wątpliwości, przywiązanie. Że mimo wszystko kocha swojego ojca i chce mu pomóc (chociaż podkreśliłaś, że nie lubi nawet myśleć o tym, gdzie teraz Syriusz się znajduje). Artykuł powiem Ci wyszedł Ci naturalnie, zaciekawił mnie chociaż był bardzo długi, więc podejrzewam, że czarodzieje też czytali zachłannie ;D Flynn widzę, że się nie zmienił i dobrze, bo polubiłam jego starszą wersję :D czekam na Hogwart widziany jego oczami ;)
Nie ograniczać się w kwestii kanonu? Oh nie, uwielbiałam twoją kanoniczność ;)Mam jednak nadzieję, ze nie porzucisz go na dobre, a zmienisz go tylko na lepsze ;)
PS Kochana nie było Cie u mnie! Nagana! :DDDD
Narracja trzecioosobowa jest dużo lepsza niż pierwszoosobowa, bo przynajmniej to nie Flynn używa niektórych określeń, a narrator.
OdpowiedzUsuńTen rozdział traktuję jako wstęp i wprowadzenie do całej historii, dzięki któremu trochę lepiej mogę poznać Flynna i sytuację, w jakiej się znajduje.
Jego przyjaciel to też fajny chłopak, aż szkoda, że niebawem będą musieli się rozstać, gdyż Flynn wyjedzie, a on zostanie.
Sama Smocza Akademia przedstawiona ciekawie, chociaż jak dla mnie za bardzo nawiązuje do tego, co znajdowało się w Hogwarcie. I trochę żałuję, że na tym kończy się styczność ze szkołą.
Zastanawia mnie też kwestia Grace, jak na razie pojawiły się tylko małe wzmianki na temat tego, co zaszło między nią i Bellatriks i chwilowo sprawiają tylko powstawanie kolejnych niewiadomych, z których na razie całości nie można ułożyć.
Sam artykuł średni, bardziej przypomina mi list czy jakieś sprawozdanie, bo zamiast skupić się na konkretach, autor rozwodził się nad wszystkim dookoła, nie wykreślił zwrotów z imienia w wypowiedziach Bathildy, użył słowo "pisareczka" chociaż wcale tak nie myślał, a potem jeszcze to "wasza".
Błędów trochę było, interpunkcyjnych nie chciało mi się wypisywać, ale te, co zapamiętałam:
Październik - październik
Śmierciożerca - śmierciożerca
czychać - czyhać
Smoki, Smoczy - smoki, smoczy
Ten-Którego-Imienia... - bez myślników pomiędzy
Prolog - prolog
Egipskie Ciemności - egipskie ciemności
Quidditch - quidditch
Średniowiecze- średniowiecze
Czysta Krew - czysta krew
Fl;ynn - Flynn
Pozdrawiam serdecznie :)
Huh no i wreszcie tu jestem ;) Żałuję trochę, że nie skończyłaś tamtego opowiadania, ale nowa wersja też nie wydaje się zła. Flynn jest trochę poważniejszy, ale nadal ma w sobie taką charakterystyczną dla niego ikrę. Najbardziej z rozdziału podobała mi się scena w Azkabanie. Syriusz to mój ulubiony bohater, a Bellatrix uważam za jedną z najciekawszych postaci, no i konwersacja między nimi ciekawie wyszła ;D Zgadzam się z Jaenelle co do artykułu, aczkolwiek nie był zły i dość przyjemnie się czytało bo był taki na luzie. Ogółem rozdział mi się podobam i jestem zaintrygowana wydarzeniami z prologu ;D Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej przeczytałam Twój rozdział, ale było późno, więc komentuje dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńNa początek przyznam, że ciekawa fabuła i sam pomysł.
Niezwykle podoba mi się postać Flynna i sposób w jaki go przedstawiasz.
Sam Flynn wydaje mi się trochę inny, ale nie zapomniałas równiez o pozostałych bohaterach.
Uwielbiam szaloną Bellatriks i Syriusza Blacka. To dobrze, że o nich również pomyślałaś.
Samo wspomnienie, w których wymieniłaś większość tych, co odeszli było świetnym pokazem.
Czytałam wręcz z wypiekami na twarzy.
No i wyobraziłam sobie wręcz postac Grace, która wydaje się być idealnie wpasowana do Syriusza. W ogóle masz pewien dar do tworzenia postaci. To widać w trakcie czytania pierwszych akapitów. Podobają mi się również same opisy i emocje, które wyzwalasz. Czytając można sobie wyobrazić świat młodego bohatera i wczuć się w jego postać. nie każdy czytelnik to potrafi. Wydaje mi się, że widziałam już Twój nick, ale nie miałam okazji nic Twojego czytać. W końcu weszłam i nie zawiodłam się. W dodatku długość jest dokładnie taka jak lubię. Naprawdę możesz być z siebie zadowolona.
pozdrawiam i życzę weny.
[wybranka-losu.blogspot.com]
Chciałabym ciebie powiadomić, że zostałaś nominowana do Liebster Award. Nie wiem czy się w to bawisz, więc możesz to zignorować.
OdpowiedzUsuńWięcej na http://dear-granger.blogspot.com/
Pozdrawiam.
Jeśli chodzi o kody to skontaktuj się z autorkami szablonu.
OdpowiedzUsuńDziękuję ale już nie trzeba ;) Po dłuższym wpatrywaniu się w monitor zauważyłam że Logan trzyma w dłoni piorun, co ewidentnie wyklucza szablon od wstawienia go na ZP, szkoda, świetny był *___*
UsuńWedług mnie na dobre wyszedł Ci eksperyment z trzecioosobówką. Mimo to całkiem dobrze czytało mi się z perspektywy Flynna. Rozdział tajemniczy. Ta cała sytuacja ze zbroją rozbawiła mnie. Jednakże rozdział nie był mało baśniowy, co dla mnie jest wielkim minusem. Zapraszam na [ okruszek- nieba].
OdpowiedzUsuń